W adwentowy czas czuwania na przyjście Pana zapraszam na małą chwilę refleksji wokół Słowa...
Czwarta Niedziela
2 Sm 7,1-5.8b-12.14a.16; Ps 89; Rz 16,25-27; Łk 1,26-38
Budowniczy domu.
Św. Paweł zaprasza nas dziś do uwielbienia Boga, który objawia nam swoje tajemnice i je wypełnia w Jezusie Chrystusie. Kończy się czas oczekiwania, tęsknoty, czuwania i wołania Przyjdź Panie Jezu! Już za kilka godzin wierny Bóg wypełni swoje obietnice. On sam już nie może się doczekać, by przytulić nas czule do swego serca i uśmiechnąć się do nas, wyciągając swoje ręce w naszą stronę jak niemowlę potrzebujące czułości swojej matki. Bezdomny Bóg przychodzi, by nam …zbudować dom. By dać nam w posiadanie na wieki królestwo, by uczynić nas swoimi dziećmi. Tajemnica to wielka i potrzeba czystości serca, by ją przyjąć i się nią rozradować.
Maryjo, tylko Ty byłaś w pełni godna przyjąć tajemnicę Boga, wspieraj nas i pomóż przyjąć Twojego Syna i Jego miłość.
Amen.
23 grudnia
Ml 3,1-4; 4,5-6; Ps 25; Łk 1,57-66
Głowa do góry!
Podnieście głowy wy, którzy wyglądacie nadejścia Upragnionego i Wyczekiwanego. Uśmiechnijcie się, bo jest już blisko! Podnieście głowy wy, którzy zostaliście już wystarczająco mocno poniżeni i sponiewierani przez własny grzech – nie bójcie się, wasza niewola się kończy! Podnieście głowy wszyscy pokorni tej ziemi i ci, którzy strzeżecie Jego przymierza – nadchodzi wasz Pocieszyciel! Podnieście głowy wy, którzy pragniecie Bożej mądrości i miłości – blisko już jest wypełnienie waszych pragnień.
Podnieście głowy, bo Zbawca nadchodzi!
20 grudnia
Iz 7,10-14; Łk 1,26-38
Dialog
Dziś fragment Kazania św. Bernarda, opata:
„Usłyszałaś, Dziewico, że poczniesz i porodzisz Syna; usłyszałaś, że stanie się to nie za sprawą człowieka, ale z Ducha Świętego. Wyczekuje anioł na odpowiedź, bo trzeba mu już było powrócić do Boga, który go posłał. Oczekujemy i my, o Pani, na słowo zmiłowania, nieszczęśni i przygnieceni wyrokiem potępienia. (…) Odpowiedz więc, Dziewico, co prędzej, odpowiedz aniołowi i nie zwlekaj; odpowiedz mu, a przez niego i Panu. Wyrzeknij słowo i przyjmij Słowo; wypowiedz swoje i pocznij Boże; rzeknij słowo, które przemija, a posiądź to, które jest wiekuiste.”
Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego.
18 grudnia
Jr 23,5-8; Mt 1,18-24
Pomóż Bogu stać się Emmanuelem
Nadchodzi czas wypełnienia się Bożych obietnic. Przychodzi od wieków zapowiadany, oczekiwany, wymarzony – Ten, który jest sprawiedliwością. Po raz kolejny jednak uświadamiamy sobie, że Bóg spełnia swoje obietnice w ścisłej współpracy z człowiekiem. Bóg oczekuje tej współpracy, jakby chciał powiedzieć, że bez człowieka sobie nie poradzi w wielkim dziele zbawienia. Dobrze więc, że znalazł Maryję i Józefa. Dobrze, że Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański... Bo oto Bóg może stać się człowiekiem – i rzeczywiście przez Człowieka dokona zbawienia.
Nic pod tym względem się nie zmieniło: Bóg wciąż oczekuje od człowieka współpracy w dziele zbawienia świata. Oczekuje naszej współpracy. Dlatego każde twoje dobre słowo i czyn, każdy twój odruch serca; każde twoje modlitewne westchnienie w intencji drugiego człowieka; każdy twój gest przebaczenia i miłosierdzia; każde twoje osobiste nawrócenie i podjęta pokuta; każdy twój czyn wynagrodzenia – ma znaczenie. Bo w ten sposób pomagasz Bogu stać się Emmanuelem.
…nie bój się wziąć do siebie Maryi…
Trzecia Niedziela
Iz 61,1-2a.10-11; 1Tes 5,16-24; J 1,6-8.19-28
Bardzo się cieszę, że…
Dzień pełen wrażeń: posługa w konfesjonale, Msze św., smaczny obiad, nabożeństwo popołudniowe ze sporym udziałem ludzi, chwila wyciszenia przed Najświętszym Sakramentem, radosne spotkanie w Seminarium, chwile rozmów przy grzanym winie i plackach ziemniaczanych podczas kiermaszu świątecznego… Owszem jest zmęczenie, ale ileż radości i uśmiechu. A to jeszcze nie koniec.
Niemal wszystko, co dziś działo się w moim życiu, działo się tylko ze względu na Ciebie, Panie. Działo się dlatego, że należę do Ciebie, że Ty mnie wezwałeś i prowadzisz. Dlatego, że Ty jesteś ze mną. To Ty jesteś źródłem mojej radości. Największe radości mojego życia zawsze były i są związane z Tobą. Tak jak, największe smutki i lęki mojego życia były i są związane z moim odejściem od Ciebie. Im jestem starszy, tym bardziej to rozumiem…
Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.
Pierwsza Niedziela
Iz 63,16b-17.19b; 64,3-7; Mk 13,33-37
Kto kocha, ten tęskni.
Od kiedy pamiętam Adwent kojarzy mi się po prostu z tęsknotą. Może to takie mało męskie, ale jednak nie boję się do tego przyznać.
Tęsknimy najczęściej za kimś, kogo już znamy, kogo już spotkaliśmy, kogo kochamy – ale znowu od niego odeszliśmy, odjechaliśmy, zapomnieliśmy o nim, zasłoniliśmy go codziennymi sprawami tzw. życia. Po prostu zbyt długo już go nie ma blisko i ta nieobecność zaczyna nam bardziej doskwierać, zaczyna męczyć i denerwować.
Trafnie o tym mówi prorok Izajasz: Czemuż, o Panie dozwalasz nam błądzić z dala od Twych dróg, tak iż serce nasze staje się nieczułe na bojaźń przed Tobą? … Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił…
Tak, znów sobie uświadamiamy swoją niemoc i nędzę, cały ten bałagan w życiu – bo: Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
A przecież tak wcale NIE MUSI BYĆ. Ktoś, kogo kochamy, nie musi być daleko. Tym bardziej, że On również bardzo tęskni za nami.
Powróć, Boże Zastępów, wejrzyj z nieba, spójrz i nawiedź tę winorośl. Chroń to, co zasadziła Twoja prawica, latorośl, którą umocniłeś dla siebie.
1/poniedziałek
Iz 2,1-5; Mt 8,5-11
Przyjdę i uzdrowię cię!
Dzisiejsze słowo Boże jest pełne ruchu: narody płyną, idą, wstępują, kroczą, postępują… Psalmista wzywa: idźmy z radością! Jezus również jest w ruchu: wchodzi do miasta by spotkać potrzebującego pomocy człowieka.
Adwent to ruch. To czas wędrówki człowieka, ale także czas działania Boga. To czas, kiedy budzi się ogromny Olbrzym i wydaje z siebie potężny głos: CZŁOWIEKU, IDĘ WRESZCIE DO CIEBIE! To On przede wszystkim nie chce już czekać. To Jego tęsknota za ukochanym stworzeniem pobudza Go do działania.
Bóg nie przestaje działać dla człowieka. W tym nasza nadzieja.
Panie, Boże nasz, przyjdź, aby nas uwolnić, okaż swoje oblicze, a będziemy zbawieni.
1/wtorek
Iz 11,1-10; Łk 10,21-24
Pokój zakwitnie, kiedy Pan przybędzie. Ech…!
Kiedy czytam opisy czasów mesjańskich pełnych harmonii i pokoju – to moja tęsknota się potęguje, a nawet staje się coraz bardziej niecierpliwa. Denerwuje mnie czasem ten świat z jego głupotą, agresją, pychą, ślepotą… Niczego się przez te wieki nie nauczyliśmy… A przecież wystarczyłoby zaufać Jezusowi.
Adwent to czas spełniania się obietnic Boga. Bóg jest wierny człowiekowi. On naprawdę pragnie nas uszczęśliwić.
Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.
1/środa
Iz 25,6-10a; Mt 15,29-37
No i czego się spodziewasz?
To jest oczywiste i proste, wszystko się zgadza: mamy zapowiedź, że gdy przyjdzie Mesjasz-Zbawiciel, Bóg zaprosi swój lud na wyborną ucztę i otrze łzy z każdego oblicza. No i mamy Jezusa, przy którym niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą – ludzie przestają płakać. A szczęścia dopełnia cudowne nakarmienie chlebem na pustkowiu.
Dlaczego więc, gdy przychodzisz na Eucharystię (ucztę przygotowaną przez Pana Zastępów), kompletnie się nie spodziewasz tego, że Jezus może realnie otrzeć twoje łzy? Tak jak te wielkie tłumy idące za Jezusem - zdumione, że Jezus zrobił coś, czego oni w gruncie rzeczy pragnęli, ale się kompletnie tego ...nie spodziewali.
Jest Adwent – czas działania Boga, czas spełniania obietnic. SPODZIEWASZ SIĘ tego?
Oto Pan przyjdzie, aby lud swój zbawić, błogosławieni, którzy są gotowi wyjść Mu na spotkanie.
1/czwartek
Iz 26,1-6; Mt 7,21.24-27
Zaufanie, zaufanie, zaufanie.
Ufać Bogu, to całkowicie zgadzać się z Jego wolą, to iść tam gdzie On wskaże, to być posłusznym we wszystkim, to zawierzyć i powierzyć Mu siebie całego. Ufać to skoczyć w czarną przepaść nie wątpiąc, że tam czekają czułe ręce Ojca. Tylko w nich jestem bezpieczny i szczęśliwy. One mnie otulają jako najcenniejszy skarb.
Czasem marzę o takim skoku…
A tymczasem trzeba twardo i pewnie stąpać po tej ziemi, podejmować codzienne decyzje i dokonywać wyborów. Trzeba trzeźwo oceniać sytuacje i nie dać się sprowokować złu. Trzeba być roztropnym, a nie głupim…
Zaraz zaraz, a czyż właśnie do tego „twardego stąpania po tej ziemi” nie potrzebujesz …Skały?
Szukajcie Pana, gdy Go można znaleźć, wzywajcie Go, gdy jest blisko.
1/sobota
Iz 30,19-21.23-26; Mt 9,35-10,1.5.6-8
To skąd tyle nieszczęśliwych i samotnych ludzi?
Może dziś nie do końca rozumiemy Jezusa, bo nie uważamy się za znękanych i porzuconych? Owce nie mające pasterza? To nie o nas. My oglądamy telewizję, mamy internet, mamy googla, który wie wszystko. Stać nas na podróże nawet na koniec świata. Jesteśmy Europejczykami, których nikt nie musi pouczać i prowadzić. Przecież niemal non-stop jesteśmy on-line i przy pomocy paru kliknięć z niebywałą łatwością przenosimy się tysiące kilometrów w czasie i przestrzeni. To tu, to tam…
Jak ziarenka piasku na pustyni miotane wiatrem, którym się wydaje, że coś mogą, bo przecież współtworzą wielką górę…
Ostatecznie podejrzewamy, że Bóg ze swymi starymi pomysłami już się skończył. Jego historia przeminęła. Stał się sentymentalną zabawką dla grzecznych dzieci lub równie sentymentalnych staruszek.
Szczęśliwi wszyscy, co ufają Panu.
Druga Niedziela
Iz 40,1-5.9-11; 2P 3,8-14; Mk 1,1-8
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: Oto wasz Bóg! Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata”.
Ile razy słyszeliśmy już, że zło jest krzykliwe, a dobro często dzieje się po cichu, bez rozgłosu? Denerwują nas złe, a czasem nieprawdziwe informacje pojawiające się w telewizji, radiu i internecie. Z niesmakiem przyjmujemy sytuacje, w których najwięcej mają do powiedzenia ludzie, którzy w danym temacie najwięcej dobra uczyniliby swoim milczeniem. Czy więc naturalną postawą chrześcijanina jest wycofanie i milczenie? Czy nie nazywamy tego nieraz pokorą?
Bóg przypomina nam, że jesteśmy zwiastunami, czyli osobami, które mają coś zapowiadać. Aby zapowiadać potrzebujemy najpierw otworzyć usta. Słowo Boże wskazuje, że nie ma to być ledwo słyszalny szept, ale mocny głos. Oceny? Potępienia? Nie. Ogłaszania, że do tego świata, tej właśnie rzeczywistości, przychodzi Bóg.
Zanim do końca uwierzymy w wszechobecną w reklamach tzw. magię świąt, odkryjmy, że w czasie adwentu najważniejszym przesłaniem jest przychodzenie Boga. On jest gotowy, aby jeszcze raz (może po raz ostatni) przyjść do nas takich, jakimi jesteśmy i to ze względu na Niego grudzień staje się tak wyjątkowym i pięknym miesiącem.
Czy jesteśmy gotowi na to, aby przypominać o tym ludziom, których spotykamy w codzienności?
(refleksja nadesłana przez Wydział Duszpasterski Kurii Opolskiej)
2/poniedziałek
Iz 35,1-10; Łk 5,17-26
Cóż jest łatwiej powiedzieć…?
Zbawienie, które daje Bóg w Jezusie Chrystusie światu jest bardzo konkretne. Bardzo. Oto przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Oto chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych krzyknie. To wszystko dzieje się realnie dzięki Jezusowi. Bóg jest konkretny w swym działaniu i w swej miłości. On naprawdę wyzwala, odpuszcza grzechy i uzdrawia ludzkie niemoce. Dlaczego tak się dzieje? Po prostu dlatego, że On JEST. Po prostu. Bóg jest bardziej realny, niż cały ten świat, który (jak przypomniał nam wczoraj św. Piotr) ze świstem przeminie i w ogniu się rozsypie.
Czy w tym Adwencie czekasz na realnego Boga? Czy chcesz Go usłyszeć?
Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy. Mówię ci, wstań…
2/wtorek
Iz 40,1-11; Mt 18,12-14
Pocieszcie, pocieszcie mój lud!
Oczywiście, że najważniejszy jest człowiek. Naprawdę każdy. Bo jeżeli ważny jest także ten, który z własnej woli odszedł, wybrał złą drogę, okazał się nieposłuszny i jest teraz pogubiony tak bardzo, że sam nie wie co robić – jeśli taki człowiek zasługuje na tak wiele czułości i troski ze strony Pasterza, to czyż nie jest on niezwykłym skarbem?
Bóg przychodzi, bo my Go potrzebujemy, bo sobie nie radzimy z tym co sami zepsuliśmy w naszym świecie, bo uwikłani we własne niewole błędnym wzrokiem szukamy gdzieś ratunku.
Bóg przychodzi, by wziąć nas bardzo czule i delikatnie na ramiona i postawić znów na nogi, nakarmić, napoić i uleczyć zranienia. On się cieszy, że może nam pomóc.
Nawet, gdy wie, że po nabraniu sił znów pójdziemy swoją drogą…
…nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych.
2/środa
Iz 40,25-31; Mt 11,28-30
Role się odwracają?
W Adwencie słyszymy codziennie Oto Pan przyjdzie! Oto Pan nadchodzi, by zbawić swój lud! Aż tu nagle tenże Pan woła: to wy przyjdźcie do Mnie! Wszyscy.
To tylko pozorna sprzeczność. Ukryta jest w tym niezwykła tajemnica wolności, którą Bóg sam dla nas wymyślił i sam ją najwierniej szanuje. Nikt i nic nie szanuje naszej wolności tak bardzo, jak nasz Ojciec. Dlatego, choć to On czyni zawsze pierwszy krok w naszą stronę, jednak nawet swojej bezgranicznej miłości nam nie podaruje bez naszej zgody, bez naszego kroku w Jego stronę, bez naszego pragnienia. Przedziwna tajemnica wolności człowieka…
Bóg stoi na ulicach naszego życia jak żebrak, który niczego nie oczekuje, który o nic nie prosi oprócz jednego: byśmy przyszli do Niego i wzięli od Niego wszystko, czego pragniemy. A najlepiej wzięli Jego samego ze sobą… Bóg-żebrak chcący, byśmy Go „okradli” z Jego majątku…
Przyjdźcie… weźmijcie…
2/czwartek
Iz 41,13-20; Mt 11,11-15
Nędzni i biedni szukamy wody…
Cudowny i bardzo sugestywny jest ten obraz rozkwitającej pustyni. Zapowiedź nowego życia na miejscach, którym pewnie nikt nie dałby jakichkolwiek szans. A oto pojezierze zamiast pustyni; ożywcze wodotryski z wyschniętej i spieczonej ziemi; cudowny, pachnący i pełen kolorów ogród zamiast pustkowia. …ręka Pana to uczyniła, Święty Izraela tego dokonał.
Boże, to przecież moja dusza, moje życie, moja wiara i miłość są jak owa pustynia, spieczona ziemia i pustkowie: bezowocne, zatwardziałe, suche. I pewnie tak już pozostanie – jeśli Ty się nie przyjdziesz…
Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą.
Dziękuję.
Marana tha!
2/piątek
Iz 48,17-19; Mt 11,16-19
Chora cywilizacja.
Ileż nerwów i krzyku, a przy tym wulgaryzmy i niemal piana z ust… Ileż wzajemnych oskarżeń, pomówień, posądzeń, podejrzeń… Ileż niepokoju między ludźmi i w samym człowieku: we mnie i w tobie… Ileż niepokoju, który czasem przemienia się w lęk i jakiś irracjonalny strach. Jak często boję się, że mnie źle ocenią, że mnie nie docenią. Boję się drugiego człowieka i boję się samego siebie. Kompletnie sobie nie ufam. Niby mam swoje zdanie, ale nerwowo nasłuchuję co powiedzą inni i jestem gotów szybko je zmienić byle znaleźć aprobatę i akceptację. Zachowujemy się jak przebywające na rynku dzieci, które ciągle o coś mają pretensje, a wciąż żebrząc o miłość nie są w stanie jej przyjąć gdy ona przychodzi.
Strach i samotność – choroby cywilizacji, która przestała brać pod uwagę Boga. Nawet piękny Adwent potrafimy skutecznie zagłuszyć niby-świętami: jak najszybciej włączamy "kultowe dzwoneczki" i obowiązkowe "Merry Christmas", żeby nie słyszeć swojego strachu i samotności.
A przecież …gdybyś zważał na me przykazania, stałby się twój pokój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale – mówi Pan, Twój Odkupiciel.
2/sobota
Syr 48,1-4.9-11; Mt 17,10-13
Eliasz
Prorok jak ogień, którego słowo płonęło jak pochodnia. Eliasz. Prorok potężny swoją wiarą. Jego spektakularne cuda włącznie z tajemniczym odejściem do nieba były świadectwem realnego działania Boga żywego. Ponowne przyjście Eliasza miało poprzedzić przyjście Mesjasza. Eliasz był i miał znowu być znakiem dla Izraelitów. Tym razem znakiem nadejścia czasów mesjańskich.
Jezus odwołuje się do postaci Eliasza, ale - wskazując na Jana Chrzciciela - daje jednoznacznie do zrozumienia, że czasy mesjańskie już nadeszły.
Czasy mesjańskie to czasy, w których my żyjemy. Nie wypatrujmy więc współczesnych „Eliaszów” – mamy Jezusa.
Zbudź swą potęgę i przyjdź nam z pomocą.
Druga Niedziela Wielkanocna, czyli Miłosierdzia Bożego
Bracia trwali w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie.
* * * * *
Miłosierdzie jest skandalem. Chociaż sami byśmy go oczekiwali, nie dajemy do niego prawa innym ludziom. Pytamy już nawet nie o to, „dlaczego” miłosierdzie, ale „dlaczego dla tego drania” i „dlaczego za darmo”. Dlaczego Bóg jest miłosierny wobec kogoś, kto sobie na to nie zasłużył? Sprawiedliwi cierpią, a grzesznikom się powodzi. Źle Pan Bóg poukładał ten świat… Dokonujemy sądu nad bliźnim i nad samym Bogiem. (…)
My jednak wciąż wybieramy sprawiedliwość. Wydaje się nam, że ją poznaliśmy, posiedliśmy i potrafimy wymierzyć. (…)
Różnica polega na tym, że przez sprawiedliwość człowiek się nie zmieni – sprawiedliwość jest dla satysfakcji tego, który ją wymierza. Miłosierdzie jest po to, by dać człowiekowi szansę przemiany. Sprawiedliwość jest rozrachunkiem z przeszłością, miłosierdzie jest chrześcijańską nadzieją na przyszłość. (…) Nikt nie jest stracony, bo Bóg nie rozdaje cukierków grzecznym dzieciom, ale podnosi w górę tych, którzy dotknęli dna.
(bp G. Ryś, Skandal miłosierdzia)
Bł. ks. Michał Sopoćko: Ewangelia nie polega na tym, by głosić, że grzeszący powinni stać się dobrymi, lecz – że Bóg jest dobry dla grzeszników.
Iz 50,4-9a; Mt 26,14-25
To już jest koniec.
Dziś Judasz w roli głównej, człowiek, dla którego byłoby lepiej, gdyby się nie narodził. Uczeń, który bardziej od przyjaźni z Jezusem wolał pieniądze.
Coś nam to mówi o nas samych? o tym świecie?
Wiele prawdy jest w powiedzeniu, że światem rządzi pieniądz i kłamstwo. Pieniądz stał się ważniejszy od przyjaźni i miłości, a kłamstwo od prawdy i uczciwości.
Czy jednak to ma być ostatnia konstatacja w tym Wielkim Poście? Czy to wszystko, co zostaje nam na koniec? Mamy się poddać w związku z tym?
Nie. To mówi nam tylko, że wciąż bardzo potrzebujemy Paschy.
A Jezus Judasza do końca nazywał „przyjacielem”.
Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.
*******
Bardzo dziękuję wszystkim Czytelnikom, którzy chociaż czasem zechcieli korzystać z tych moich refleksji „wokół Słowa”. Serdecznie pozdrawiam i życzę owocnego przeżycia TRIDUUM PASCHALNEGO.
Iz 49,1-6; J 13,21-33.36-38
SAMOTNOŚĆ ABSOLUTNA
Jakie to uczucie mieć świadomość, że przy stole ze mną siedzi zdrajca, który przyczyni się do mojej śmierci? A drugi najbardziej zaufany uczeń za parę chwil wyprze się, że mnie w ogóle zna… A pozostali uciekną i zostawią mnie w najgorszej chwili mego życia… Jak czuł się Pan Jezus patrząc w oczy swoich ukochanych uczniów w czasie pożegnalnej wieczerzy? Przecież nie było Mu to obojętne. Całkowita i absolutna SAMOTNOŚĆ. To uczucie nabiera jeszcze głębszego znaczenia, gdy uświadomimy sobie, że przed chwilą Jezus umył swoim uczniom nogi…
Tak rozpoczyna się Jezusowa droga świadomego OFIAROWANIA siebie za zbawienie świata.
Witaj, nasz Królu, posłuszny woli Ojca, jak cichego baranka na zabicie zaprowadzono Ciebie na ukrzyżowanie.
Iz 42,1-7; J 12,1-11
Zostało ci choć trochę olejku dla Niego…?
Maria ma jednak szczególne wyczucie sytuacji i miejsca. I tym razem wybrała tę „lepszą cząstkę”, czyli miejsce u stóp Jezusa… Jakby nic ją nie obchodziło to wszystko, co dzieje się wokół, cała ta uczta, rozmowy, zaciekawienie jej bratem Łazarzem. Maria jakby wiedziała co ma nastąpić już wkrótce… Jakby chciała wykorzystać każdą sekundę tej ostatniej okazji, by wyrazić swoją miłość do Jezusa.
My już wiemy na pewno co się wydarzy za kilka dni.
Może to ostatnia okazja by wyrazić swoją miłość do Jezusa? Miałeś przecież czas, by zgromadzić choć trochę olejku dla Niego… Udało ci się? Jeśli nie, to masz jeszcze łzy…
…ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie.
Mt 21,1-11; Iz 50,4-7; Flp 2,6-11; Mt 26,14 - 27,66
Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć na krzyżu. Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i dał Mu imię, które jest ponad wszelkie imię.
Po prostu zatrzymaj się dziś nieco dłużej nad każdym słowem powyższej aklamacji.
I zrób świadomie i pobożnie znak krzyża.
Ez 31,21-28; J 11,45-57
Oni postanowili Go zabić, a ty?
Bardzo dobre pytanie stawiają NAM dziś członkowie Najwyższej Rady: Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek (czyli Jezus) czyni wiele znaków?
No właśnie. Tyle dobra i radości już przeżyłeś dzięki Jezusowi; tyle znaków Jego miłości i opieki; tyle miłosierdzia – i co z tym (z)robisz?
Uwierzysz Mu w końcu i zaufasz?
Wielu spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego konał Jezus, uwierzyło w Niego.
Jr 20,10-13; J 10,31-42
Bądź bluźniercą!
Chęć ukamienowania Jezusa za rzekome bluźnierstwo powtarza się w historii nieustannie.
Czyż nie jest swoistym „bluźnierstwem” bycie dziś uczciwym i prawym człowiekiem w morzu cwaniactwa, kłamstwa, nieuczciwości? Czyż nie jest wręcz „bluźnierstwem” wobec nowoczesnego świata stanięcie w obronie dzieci nienarodzonych, zwłaszcza tych, których „nauka” skazała już na śmierć z powodu przewidywanej choroby? A publiczne przyznanie się do wiary katolickiej? Cały czas było OK, póki się nie przyznał, że jest katolikiem… Nie mówiąc już o współczesnych chrześcijańskich męczennikach, którzy „bluźnią” bo nie chcą przyjąć Allacha za swojego boga…
Zniszczyć, wyśmiać, poniżyć, oczernić, zmarginalizować, zabić – po prostu ukamienować. Taka jest i dziś odpowiedź świata na owe „bluźnierstwa”.
Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz
Rdz 17,3-9; J 8,51-59
Nie zgubić wrażliwości serca
Jakże małostkowi w swoim rozumowaniu są Żydzi rozmawiający z Jezusem. Nie są w stanie wznieść się ponad tylko ludzkie rozumowanie. Małostkowość, która zamyka ich serca i umysły na całkowite zaufanie Bogu i mocy Jego słowa. Powołują się na „ojca swojego Abrahama”, a tak bardzo brakuje im jego postawy wiary i zaufania. Tymczasem gdyby Abraham był rzeczywiście ojcem ich wiary, to nie zgubiliby wrażliwości serc i poznali Mesjasza.
Trzeba nam pielęgnować i zachować tę podstawową wrażliwość serca na obecność Boga. Umieć paść na oblicze przed Panem, by usłyszeć Jego głos. Skruszyć serce, by otworzyć umysł na działanie Bożego Ducha. Wyciszyć się, by doświadczyć działania Boga.
Im bliżej Świąt, tym będzie o to trudniej. Nie rezygnuj.
Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych…
Dn 3,14-20.91n.95; J 8,31-42
Powołani do wolności.
Godne najwyższego podziwu jest zaufanie jakie trzej młodzieńcy z Księgi Daniela wykazują wobec Boga. Całkowicie Jemu wierzą niezależnie od tego, co się z nimi stanie. Pozostali wierni Bogu. Nie zawiedli się. Bóg okazał swoją moc, a ich postawa stała się skutecznym świadectwem.
Zachowuję się czasem jak „nawróceni” Żydzi z dzisiejszej ewangelii: wierzę, ale nie widzę powodu, aby odrzucić niewolę grzechu. Nie chce mi się trwać w nauce Jezusa, by stać się prawdziwie wolnym, bo uważam, że …jestem wolny.
Nie będę cię pouczał, co masz robić jeśli wierzysz w Jezusa i wierzysz Jezusowi. Jezus sam nam to mówi.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam…
Lb 21,4-9; J 8,21-30
Śmiertelne szemranie
Żydom nie podobało się już to, co Pan dla nich robił. Znudził się im pokarm, który otrzymywali na pustyni, a który ratował ich od śmierci głodowej. Zaczęli więc szemrać przeciw Bogu. Sprowadzili na siebie śmierć. Uratować ich miało spojrzenie na węża miedzianego umieszczonego na palu.
Od wieków w obrazie miedzianego węża na palu widzimy zapowiedź wywyższenia Jezusa na krzyżu – to jest ten moment w historii świata, który zadecydował o totalnej przegranej szatana. Wtedy właśnie okazała się zwycięska moc pokory i posłuszeństwa Syna Człowieczego. Jest to Ofiara, która została przyjęta.
Jeśli przyjdzie ci ochota na szemranie przeciwko Bogu i Jego sługom, przypomnij sobie o posłusznym i pokornym Słudze Jahwe. To Jego WYWYŻSZENIE ratuje cię od śmierci.
…wtedy poznacie, że Ja jestem.
Dn 13,41-62; J 8,1-11
Kamień ci się należy.
Zastanawiające, że przy pomocy tak prostego dowodu Daniel wykazał niewinność Zuzanny. Czyż nikt inny nie mógł wpaść na to wcześniej?
Niestety zło potrafi zaślepić całe społeczeństwa, zło potrafi przestraszyć całe grupy ludzi – i dla tzw. świętego spokoju dajemy sobie wmówić, że tak musi być, że takie jest życie, że przecież „świat idzie do przodu”… A niewinni wciąż giną na naszych oczach i przy naszym milczącym przyzwoleniu.
Sytuacja cudzołożnicy z kart Ewangelii była inna niż Zuzanny – choć zagrożenie śmiercią takie samo. Ukamienowanie jej się należało i tutaj nie wystarczyłby nawet najmądrzejszy „Daniel”, by ją uratować. Nikt nie miałby prawa wypowiedzieć słów „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Uratowało ją spotkanie z absolutnie czystym i świętym Jezusem, Synem Bożym.
Dwa wnioski dla nas: - jeśli komuś z naszych bliźnich należy się ukamienowanie, to na pewno nie my mamy prawo to wykonać; - jeśli ukamienowanie należy się tobie, to szukaj spotkania z Jezusem.
I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz.
Ez 37,12-14; Rz 8,8-11; J 11,1-45
Daj się obudzić, duchowy śpiochu!
Wskrzeszenie Łazarza przez Jezusa jest po prostu demonstracją Jego boskiej mocy. Gdy ewangelista Jan podsumowuje to wydarzenie stwierdzeniem, że Wielu uwierzyło w Niego, chce i nam pomóc w odpowiedzi na pytanie Wierzysz w to?
Kolejna niedziela Wielkiego Postu prowadzi nas do wielkanocnego wyznania wiary w Jezusa żywego, do zawołania Pan mój i Bóg mój! A może także do całkowitego poświęcenia swego życia Jezusowi…
…idę, aby go obudzić.
Jr 11,18-20; J 7,40-53
Galilejczyk, czyli gorszy.
Czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei.
Niejako między tymi dwoma zdaniami toczy się dzisiejszy spór o Jezusa. Z pewnością Galilea nie kojarzy się dobrze Żydom. Pochodzenie z Galilei generalnie dyskredytowało człowieka zanim zdążył się odezwać….
Coś nam to przypomina z naszych międzyludzkich relacji? Oj, chyba jednak tak… Już dzieci w szkole (przedszkolu?) wiedzą z kim wypada się bawić, a z kim nie. Kogo zaprosić na urodziny, a kogo nie. Później też nie jest najlepiej… Sami wprowadzamy podziały i sami wymyślamy kryteria oceny i osądzenia drugiego człowieka. Nieraz dyskredytujemy drugiego już z góry – bo pochodzi z jakiejś „Galilei’, której my nie akceptujemy, nie lubimy lub po prostu nie znamy. Nawet gdy inni wyrażają się o kimś pozytywnie, a nawet z podziwem (Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak on…), trudno nam wyjść z własnego kręgu „zwierzchników lub faryzeuszów” i posłuchać czy spojrzeć na kogoś życzliwie. Warto i to przemyśleć w czasie Wielkiego Postu.
Bo Jezus naprawdę pochodził z Galilei.
Lecz Pan Zastępów jest sprawiedliwym sędzią, bada sumienie i serce.
Mdr 2,1a.12-22; J 7,1n.10.25-30
Nie odwracaj się plecami.
Napięcie wokół Jezusa wzrasta. Już wprost i otwarcie się mówi o Jego zabiciu. Ale to jeszcze nie ta godzina. A Jezus również idzie w zaparte: nie odwołuje swoich słów o Bogu jako swoim Ojcu. On Go posłał, a Jezus Go zna. Wierzącym Żydom nie mieści się to w głowach. Nie są w stanie odkryć tajemnic Bożych, zaślepia ich własna złość. Owa złość rodzi się stąd, że nie mają zamiaru zmieniać swojego życia, uważają siebie za sprawiedliwych i nie znoszą, że ktoś wypomina im błędy obyczajów i łamanie prawa.
Czy potrafisz tutaj czasem dostrzec samego siebie? Może nie usiłujesz nikogo zabić, ale czyż zatykanie własnych uszu na głos Sprawiedliwego nie jest także próbą uciszenia Go, gdy jest nam niewygodny, gdy sprzeciwia się naszym sprawom i upomina nas? Czyż jakąś formą zabicia nie jest także obojętne odwrócenie się plecami do Głosu Boga?
Ileż uwagi poświęcamy na słuchanie świata, a jak mało zależy nam na tym, by poznać tajemnice Bożej miłości i prawdy…
Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody za prawość i nie docenili odpłaty dusz czystych.
Wj 32,7-14; J 5,31-47
Przyjdźcie do Mnie wszyscy…
Można odnieść wrażenie, że dzisiejsze słowa do Żydów – swoich przecież rodaków, narodu wybranego przez Boga – Jezus mówi ze łzami w oczach… A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Tyle słów, tyle znaków, tyle dzieł, których jesteście świadkami – a wy nic! Wręcz chcecie Mnie zabić… Dlaczego? Bo tak naprawdę brak wam miłości do Ojca, którego znajomością się chełpicie. A tymczasem wierzycie tylko sobie i zależy wam na ludzkim uznaniu i chwale. Nie szukacie uznania u Boga, nie interesuje was to. Jakaż szkoda i żal, że jesteście tak zaślepieni i zapatrzeni w siebie… A przecież to właśnie o Mnie pisze Mojżesz – i to on kiedyś będzie waszym oskarżycielem za wasz brak wiary.
Panie, pomóż nam dostrzegać w naszym życiu wielkie dzieła, które czynisz z miłości do nas. Przymnóż nam wiary, otwórz nasze serca i wlej w nie pragnienie życia z Tobą.
Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku.
Iz 49,8-15; J 5,17-30
Nie rozminąć się z Życiem.
Jezus jest Życiem, Jezus ma życie w sobie samym, Jezus jest Bogiem tak, jak Ojciec. On ożywia tych, których chce, bo ma taką władzę daną Mu od Ojca. Jezus wskrzesza umarłych i ożywia. Kto słucha Jezusa i wierzy w Ojca ma życie wieczne i nie idzie na sąd. Umarli, którzy usłyszą głos Syna Człowieczego, żyć będą. Kto wierzy w Jezusa nie umrze na wieki.
Można by w kółko powtarzać te słowa o życiu w Jezusie i przez Jezusa. A kiedy już się ich nasłuchamy i naczytamy, odkładamy je na bok i lubimy powtarzać: no tak, piękne słowa, ale przecież jakoś trzeba …żyć. I wracamy do tych swoich sprawdzonych i ulubionych, tak drogich sercu tzw. praw życia: tu trzeba okłamać, tam trzeba zakombinować, tu nie trzeba być zbyt pobożnym, tam można dodać "a co mnie to obchodzi", gdzie indziej mrugnąć porozumiewawczo oczkiem do diabła, z którym przecież też „trzeba żyć w zgodzie” itd., itp….
Jak długo jeszcze będziesz szukał życia poza Życiem? Jak długo będziesz szukał prawdy poza Prawdą? A potem narzekasz: Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał.
Ale nawet gdybyś już był umarły, jeszcze możesz usłyszeć głos Syna Człowieczego.
Słyszysz?
…nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą.
Ez 47,1-9.12; J 5,1-3a.5-16
Wcale nie potrzebujesz człowieka
Najczęściej zatrzymujemy się na fakcie cudownego uzdrowienia paralityka przy Sadzawce Owczej. Paralityk leżał bezradny już wiele lat czekając „na człowieka”, który by go wprowadził do sadzawki. Ostatecznie tym „człowiekiem” okazał się Jezus, który specjalnie wypatrzył go w całym tłumie chorych. Opowieść jak z bajki. Któż z nas nie marzyłby o takim spotkaniu w takiej sytuacji? Tymczasem o prawdziwym powodzie uczynienia cudu przez Jezusa mówi nam Jego ostatnie zdanie z tej historii: Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. W kontekście tego zdania inaczej odczytujemy pytanie Jezusa: Czy chcesz stać się zdrowym? Chciałoby się dodać: czy chcesz stać się naprawdę zdrowym…?
Jezus wie co jest naszą najgroźniejszą chorobą. I tę chorobę uzdrawia przede wszystkim. Chorobę, której na imię grzech. Tylko czy naprawdę chcesz stać się zdrowym?
I wcale nie potrzebujesz „człowieka” – on może cię tylko zanieść do zwykłej sadzawki. Potrzebujesz Jezusa. Popatrz Mu w oczy i powiedz…
…Panie, daj mi wody żywej, bym już nie pragnął.
Iz 65,17-21; J 4,43-54
Naprawdę myślisz, że naprawisz to, co minęło?
Bóg przychodzi nie po to, by naprawić coś starego, co się zepsuło. On przychodzi, by stworzyć WSZYSTKO NOWE. Nowe niebiosa, nową ziemię, nowego człowieka, nowy świat. Tak nowy, że nikt nie będzie nawet wspominał przeszłości. Przeszłość jest naprawdę przeszłością. W Bogu istnieje tylko TERAZ i przyszłość. To tylko nam się wydaje, że ciągle musimy wracać do przeszłości, by ją naprawiać i zmieniać. Zmieniać przeszłość? Naprawiać coś, co już minęło? Mimo wszystko nie wydaje ci się to nieco śmieszne? Nie wydaje ci się, że to właśnie szatan każe ci ciągle wracać do przeszłości? Właśnie dlatego, byś nigdy nie stał się NOWYM CZŁOWIEKIEM.
Daj się uzdrowić Jezusowi. Uwierz w Jego słowo. Żyj nowym życiem.
I uwierzył on sam i jego rodzina.
1 Sm 16,1b.6n.10-13a; Ef 5,8-14; j 9,1-41
Ciemność nie jest dobra.
Gdyby ciemność była dobra dla człowieka, to Jezus nie uzdrawiałby niewidomych i żaden niewidomy nie pragnąłby uzdrowienia. Jesteśmy powołani do życia w świetle. Dopiero światło stwarza przestrzeń prawdy, dobra i bezpieczeństwa. Jezus przyszedł, by wprowadzić nas w przestrzeń światła.
Oczywiście nie chodzi tylko o światło dla oczu naszego ciała. Św. Paweł bardzo trafnie to ujmuje mówiąc o dzieciach światłości i o bezowocnych czynach ciemności.
Ciemność niewiary w Jezusa, ciemność braku poznania Syna Człowieczego, ciemność grzechu, ciemność obłudy i zakłamania, ciemność udawania, że wszystko jest w porządku, wreszcie ciemność śmierci – z takiej ciemności chce uzdrowić nas Jezus. Taka ciemność jest prawdziwym nieszczęściem człowieka.
Daj się dotknąć Jezusowi. To już czwarta niedziela Wielkiego Postu. Najwyższy czas by przejrzeć i wyznać wiarę w Jezusa.
Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.
Iz 7,10-14; Hbr 10,4-10; Łk 1,26-38
Pan sam da wam znak
Znakiem jest Bóg z nami. Emmanuel jest znakiem Boga dla nas. Znakiem Boga dla człowieka jest …człowieczeństwo Boga. Wystarczy nad tym się zatrzymać, by odkryć wszystko, co najważniejsze o człowieku, o KAŻDYM człowieku, o każdym z nas. Nie zapominajmy o tym. Nigdy.
Słowo stało się ciałem…
Oz 14,2-10; Mk 12,28b-34
Wróć, nawróć się, słuchaj, słuchaj i kochaj, kochaj.
Wiemy już, że Wielki Post to czas, w którym mamy wrócić do Boga i bardziej Go słuchać. Słyszymy to wezwanie także dzisiaj. A owocem nawrócenia i słuchania ma być po prostu miłość do Boga i bliźniego. Miłość jest najlepszym (kto wie czy nie jedynym!) sprawdzianem naszego nawrócenia. Miłość, która każe nam na nowo przewartościować nasze życie, nasze myślenie, nasze postępowanie, nasze wybory, nasze priorytety, nawet zmienić nasz plan dnia… Miłość jako świadoma decyzja.
…bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, (….) i miłować bliźniego (…) daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary.
Jr 7,23-28; Łk 11,14-23
Łapać złodzieja!
Nienawiść, agresja, złość, kłótnia i spór są o wiele lepsze od …obojętności. Obojętność jest najgorsza. Takie zwyczajne ignorowanie człowieka, odwrócenie się plecami, niechęć wysłuchania. Takie sobie siedzenie na schodach prowadzących na chór kościoła w czasie Mszy św. i zajmowanie się swoimi sprawami, albo pogaduszki z papierosem w zębach podczas gdy Ktoś ma coś bardzo ważnego do powiedzenia i oddaje swoje życie…
Agresja, złość i kłótnia są jeszcze wyrazem jakiejkolwiek relacji z drugim; oznaczają, że tego drugiego w ogóle zauważamy. Odwrócenie się plecami wydaje się zamykać drogę do jakiegokolwiek porozumienia czy spotkania. A co dopiero jeśli obojętność jest wyrazem pogardy…
Tak, obojętność boli najbardziej. Dlatego: kiedy Bóg mówi, nie gardź Jego słowem…
Jest jeszcze przewrotność. Przewrotność wydaje się z pozoru logiczna, ale łatwo można ją zdemaskować. Przewrotnością posługuje się szatan, aby osłabić zwycięstwo prawdy i dobra. Przewrotność ma coś w sobie z postawy złodzieja, który woła „łapać złodzieja!”.
Jezus nie pozostawia Belzebubowi złudzeń: przyszło królestwo Boże i twój czas się kończy.
Co to oznacza dla ciebie? Czy to coś zmienia w twoim życiu?
Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie…
Pwt 4,1.5-9; Mt 5,17-19
Ale JA nie chcę.
Dlaczego trzeba wypełniać przykazania? Najprostsza odpowiedź brzmi: bo tak chce Bóg. Ale oczywiście w dzisiejszych czasach taka odpowiedź już nie przekonuje. Wielu (nawet tzw. „wierzących”) wzrusza ramionami i odpowiada, ale JA NIE CHCĘ. „Ja” stało się bogiem. Wielu traktuje przykazania jako negatywną alternatywę tzw. wolności. I mając do wyboru „wolność” albo przykazania wybiera „wolność”. Jest to oczywiście pseudo-wolność – bo jak można podejrzewać Boga, który jest największym obrońcą wolności człowieka o to, że to właśnie On chce nam tę wolność zabrać? To człowiek nieraz sprzeniewierza się i cofa swoje obietnice i ślubowania. To człowiek zmienia koniunkturalnie zdanie jeśli jest to dla niego korzystne. Nie Bóg. Bóg nigdy nie cofa swoich darów – nawet wtedy, gdy one obracają się przeciwko Niemu. Owszem, odrzucając przykazania Boże korzystamy ze swojej wolności – i Bóg to szanuje. Czy jednak takie korzystanie z wolności paradoksalnie nie pakuje nas w niewolę? A już na pewno oddala nas od Boga, który jest pomysłodawcą ludzkiej wolności i jej najpewniejszym …gwarantem!
Jak więc spojrzeć na przykazania?
Jako na słowo kochającego nas Tatusia, który wie o życiu o wiele więcej niż my i przestrzega nas przed wyborami fatalnymi w skutkach dla nas samych.
Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem.
Dn 3,25.34-43; Mt 18,21-35
…i nie przebaczaj nam, jako i my nie przebaczamy naszym winowajcom.
Pytanie „czy aż tak często (zawsze!) mam przebaczać?” podobne jest do pytania „czy aż tak bardzo mnie kochasz?”. Wbrew pozorom mamy kłopot z wiarą w naprawdę całkowite przebaczenie, które naprawdę daje nam Bóg. Dziesięć tysięcy talentów to niewyobrażalny wręcz dług, którego nie dałoby się oddać do końca życia i tylko dzięki miłosierdziu pana ów dłużnik mógł dalej żyć spokojnie. I to stało się naprawdę.
Może dlatego, że nie do końca wierzymy w całkowite Boże przebaczenie, i my sami mamy kłopot z przebaczaniem naszym dłużnikom? Ciągle nam się wydaje, że to nie możliwe, aby to czy tamto „uszło nam płazem” - i wcześniej czy później będziemy musieli dług oddać. Może dlatego już w ogóle nie prosimy o przebaczenie? Wolimy żyć w przekonaniu, że swój własny ciężar win trzeba nieść do końca życia. No a jeżeli ja go muszę nieść, to niech go niesie także mój winowajca…
Przekreślamy w ten sposób sens krzyżowej śmierci Jezusa. To przecież On zapłacił za nasze winy swoją męką i śmiercią.
Do nas należy tylko upaść przed Nim i prosić: Panie, miej cierpliwość nade mną…
A potem trzeba wstać i z radością iść dalej w swoje życie stając się również świadkiem miłosierdzia.
Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.
2 Sm 7,4-5a.12-14a.16; Rz 4,13.16-18.22; Mt 1,16.18-21.24a
Św. Józef
Wierzący. Wbrew nadziei uwierzył nadziei. Prawy. Sprawiedliwy. Delikatny. Posłuszny Bogu. Otwarty na natchnienia Bożego Ducha. Pokorny. Czysty.
Zakochany w Maryi.
Zapatrzony w Jezusa.
Św. Józefie, módl się za nami.
Wj 17,3-7; Rz 5,1n.5-8; J 4,5-42
Zostaw swój dzban.
To Jezus rozpoczął dialog z Samarytanką, czym wywołał u niej pierwsze zdziwienie. Potem słowa o wodzie żywej i kolejne zdziwienie. A dalsze słowa Jezusa rozbudzają już u owej kobiety pragnienie wody żywej. Dopiero teraz Jezus pomaga Samarytance odkryć i nazwać prawdę o sobie samej: Nie mam męża. Tak, ten z którym teraz mieszkasz nie jest twoim mężem.
Z bogactwa treści spotkania przy studni Jakuba uchwyćmy się dzisiaj tej myśli: pragnienie wody wytryskującej ku życiu wiecznemu otwiera człowieka na prawdę o sobie samym i prowadzi ku nawróceniu.
Ileż to już razy właśnie pragnienie PRAWDZIWEGO ŻYCIA zaprowadziło mnie do kratek konfesjonału... Ileż to już razy pragnienie całkowitego zanurzenia się w wodzie Bożego życia kazało mi porzucić dotychczasową płyciznę i bylejakość… A wszystko rozpoczyna się paradoksalnie od Jezusowego „Daj Mi pić”. To On jest pierwszy. To On najpierw pragnie ciebie. On pragnie twojej duszy, twojego serca. Czyż nie słychać tu owego Pragnę wypowiedzianego później na krzyżu? Jezus bardzo pragnie ciebie.
Samarytanka po rozmowie z Jezusem zostawia dzban, z którym przyszła po codzienną wodę i odchodzi, by przyprowadzić innych do Jezusa, do Tego, przez którego poznała prawdę o sobie.
Przecież i ty pragniesz PRAWDZIWEGO ŻYCIA, prawda?
Daj mi tej wody…
Mi 7,14n.18-20; Łk 15,1-3.11-32
„Nie pamiętam”
Ks. Pawlukiewicz opowiada o pewnej zakonnicy, której miał objawiać się Jezus. Zakonnica zgodnie z poleceniem Jezusa, poszła z tą nowiną do biskupa. On, nie wierząc w te objawienia, polecił zakonnicy, by następnym razem zapytała Jezusa (jeśli to naprawdę On) z jakich grzechów ostatnio się spowiadał ów biskup (widocznie nie były zbyt straszne…). Po jakimś czasie zakonnica wróciła do biskupa z odpowiedzią: Jezus powiedział, że nie pamięta.
Wierzysz w to, że BÓG NIE PAMIĘTA ŻADNYCH TWOICH GRZECHÓW? Po prostu nie pamięta…
O tym zdaje się świadczyć zachowanie ojca gdy wraca do niego syn marnotrawny: jakby w ogóle go nie słucha, ale całkowicie angażuje się w jak najwspanialsze przywitanie syna, by jak najcudowniej go ubrać i wyprawić wspaniałą ucztę…
Podczas twojej spowiedzi twoje grzechy przepływają przez Jego Serce i na zawsze znikają w głębokościach morskich.
Tak, wybierz się znowu do spowiedzi…
Zabiorę się i pójdę do mojego ojca… Tak, do mojego kochanego ojca.
Rdz 37,3n.12-13a.17b-28; Mt 21,33-43.45n
Weź udział w tej historii.
Wiemy jak skończyła się historia sprzedanego przez braci Józefa. To on stał się wybawicielem swoich braci. Nie dlatego, że miał władzę w Egipcie i dysponował żywnością, której potrzebowali. Ale dlatego, że z serca im PRZEBACZYŁ ich niecny czyn.
Historia syna właściciela winnicy okazała się bardziej tragiczna – został schwytany, wyrzucony z winnicy i zabity. Rolnicy okazali się nędznikami, którzy nie zasługują na dzierżawienie winnicy. Marny ich los…
Historie Józefa i syna właściciela winnicy bardzo nam przypominają historię Jezusa, prawda? Zresztą tak nam każą je interpretować. A może są to także historie o nas samych? O nas - w jakiś sposób odrzucających Jezusa…
Jednak przede wszystkim są to cudowne historie o Bogu, który czyni cuda. O Bogu, który nigdy nie zniechęca się tym, że ktoś po raz kolejny odrzuca Jego pomoc i Jego miłość. Historie o Bogu, który w cudowny sposób nawet z największego zła potrafi wyprowadzić dobro. Mocą miłosierdzia.
W takiej historii chcę uczestniczyć.
Tak Bóg umiłował świat…
Jr 17,5-10; Łk 16,19-31
Kogo słuchasz?
Przesłanie Bożego słowa na dziś wydaje się bardzo czytelne: pokładanie nadziei w sobie, w sile swego ciała i w bogactwie ostatecznie staje się przekleństwem człowieka i prowadzi go do Otchłani, do wiecznego potępienia. Natomiast zaufanie Bogu, złożenie całego swego życia w Jego rękach napełnia pokojem, jest źródłem błogosławieństwa i ostatecznie prowadzi „na łono Abrahama”.
Takie mogą być zasadnicze style naszego życia i ostatecznie jego owoce.
Najczęściej chyba bywa jednak tak, że te „style” się mieszają ze sobą: raz jest więcej jednego, innym razem tego drugiego w naszym sercu. Wciąż w nas trwa walka pomiędzy bogaczem a Łazarzem, pomiędzy przekleństwem a błogosławieństwem. I w tej walce ważne jest kogo słuchamy, komu wierzymy - i czy w ogóle słuchamy…?
Stać cię na pokorne posłuchanie Boga? A kiedy ostatnio tak na serio słuchałeś głosu Kościoła? przecież on jest twoją matką? A twoje sumienie – ma jeszcze coś do powiedzenia w twoim życiu?
Błogosławieni, którzy w sercu dobrym i szlachetnym zatrzymują słowo Boże…
Jr 18,18-20; Mt 20,17-28
Nie przestrasz się! Nie rezygnuj!
No proszę, dopiero parę razy w tym Wielkim Poście słyszymy „nawróćcie się”, „usuńcie zło uczynków waszych”, „odrzućcie grzechy” – a już się to niektórym nie podoba! Czyżby sumienie ruszyło? Może kogoś strach obleciał, że nawoływania do nawrócenia przynoszą już jakiś skutek? Historia prześladowania Jeremiasza czytana w środku drugiego tygodnia zdaje się przypominać, że „świat” tak łatwo nie zrezygnuje z nas. A pierwszymi jego ofiarami stają się często bezkompromisowi prorocy (czyż nie widzimy tego i współcześnie…?). Bo jeśli prorocy zamilkną, to kto poruszy uśpione ludzkie sumienia? Zamknąć więc usta prorokom! Przestraszyć ich.
Jezus też swoim Apostołom nie zostawia złudzeń: Jego misja wiedzie przez wyszydzenie(!), ubiczowanie, ukrzyżowanie, śmierć – owszem: ku zmartwychwstaniu.
Prześladowania, które spotykają proroków, a nawet samego Syna Bożego nie mogą nas zniechęcać na drodze nawrócenia. Nie miejmy złudzeń: to będzie krwawa walka. Zły nie zrezygnuje z nas nigdy.
Kielich mój pić będziecie.
Iz 1,10.16-20; Mt 23,1-12
Zbieraj swoje argumenty!
Sodoma i Gomora stały się symbolami ludzkiej pychy i wszelkiego nieposłuszeństwa wobec Boga. I dlatego musiały zginąć, przepaść. A mogło stać się inaczej. Gdyby mieszkańcy Sodomy i Gomory przestali czynić zło, a swoją pychę zamienili na uległość i posłuszeństwo Bogu z pewnością mieliby jakieś argumenty w „kłótni” z Bogiem o Jego miłosierdzie. A tak….
Może i w moim życiu przyjdzie czas sporu z Bogiem. Wyjdzie na jaw cała moja pycha i obłuda, moje udawanie przed ludźmi jaki to ja nie jestem święty i dobry…
Przydadzą się wtedy jakieś „argumenty”, by jednak zostać przez Niego wybielonym. Wielki Post to dobry czas na „zbieranie argumentów” do sporu z Bogiem.
Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.
Dn 9,4b-10; Łk 6,36-38
Czego szukasz w życiu, to znajdziesz…
…a potem się dziwisz, że to znalazłeś. Bo przecież chciałbyś zupełnie czegoś innego.
Nie lubimy gdy nas ktoś okłamuje, wykorzystuje, nami manipuluje. Lubimy gdy nas inni rozumieją, a nie od razu potępiają, czy źle oceniają. Dobrze się czujemy, gdy okazuje nam ktoś miłosierdzie i przebaczenie. Lubimy gdy nas chwalą, doceniają, wynagradzają. Lubimy miłe niespodzianki i prezenty, czasem wystarczy mały drobiazg, by nas naprawdę ucieszyć.
Czy jednak sami potrafimy dawać to, czego oczekujemy od innych? Czy szukamy dobra? - to znaczy, czy sami rozsiewamy dobro wokół siebie? Czy siejemy dobre ziarna? Bo z dobra wyrasta dobro. Złe ziarna rodzą zło.
Nie dziw się, że nie znajdujesz w swoim życiu tego czego pragniesz, skoro sam tego nie dajesz innym.
Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli…
Rdz 12,1-4a; 2 Tm 1,8b-10; Mt 17,1-9
Wyjdź, by wrócić przemienionym
Własny dom i rodzina, swój biznes, niezły standard życia, upragniona stabilizacja… Czegóż więcej trzeba? I po co to zmieniać? A jednak perspektywa, którą Bóg przedstawił Abramowi „wyciągnęła go z domu”. Uczynię z ciebie wielki naród… staniesz się błogosławieństwem.
Bóg poszerza perspektywę życia człowieka, otwiera przed nim nowe horyzonty. Powołuje do prawdziwej wielkości! Trzeba „tylko” zaufać i wyruszyć w drogę. Trzeba śmiało i z radością wziąć udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii. Trzeba dać się zaprowadzić przez Jezusa na górę wysoką osobno. Dopiero tam, na szczycie doświadczysz że dobrze tam być, dobrze, że dałeś się zaprosić Jezusowi.
Czego ci jeszcze potrzeba, by wreszcie wyruszyć w drogę? Wiary? zaufania? odwagi? Z pewnością tak. Bóg zaprasza cię do wielkości! Ruszaj! I wróć do swego domu, do swojej rodziny, do swojego biznesu i do swojego życia – przemieniony!
…stosownie do postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie…
Pwt 26,16-19; Mt 5,43-48
Stać cię na więcej!
Bóg rozkazuje, abyś pełnił Jego prawa i nakazy z całego serca i z całej duszy. Czy można rozkazywać sercu? Bóg chce naszych serc.
„Celnicy” i „poganie” też potrafią być dobrymi ludźmi dla tych, którzy są dla nich życzliwi i dobrzy. Ale jeśli świat ma się zmieniać w królestwo Boga, to nie możemy pozostać na tym tylko poziomie. Jezus podnosi poprzeczkę, abyśmy popatrzyli wyżej, ciągle wyżej…
Jeśli nasze serca będą należeć do Boga, to stać nas na o wiele więcej.
Bądźcie więc wy doskonali…
Ez 18,21-28; Mt 5,20-26
Między miłosierdziem a radykalizmem
Z jednej strony …nie chcę śmierci grzesznika, a z drugiej …nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Bóg jest „radykalny” i konsekwentny w swoim miłosierdziu, ale także nie boi się stawiać swoim dzieciom bardzo wysokich (wręcz radykalnych) wymagań. On wie, że to połączenie – radykalizm Jego miłosierdzia i radykalizm w życiu Jego uczniów – jest jedynym ratunkiem dla świata.
Wielki Post niesie w sobie ów podwójny radykalizm. Nie rozmywajmy go. Ani jednego, ani drugiego.
A Ja wam powiadam…
Est 14,1.3-5.12-14; Mt 7,7-12
Jak dziecko w niebezpieczeństwie
Przejmująca jest modlitwa królowej Estery. Jej błaganie wypływające z głębin jej samotności, udręczenia i niebezpieczeństwa śmierci. „Panie, nie mam nikogo prócz Ciebie…” W tym dramatycznym stwierdzeniu kryje się jednak dziecięce „rzucenie się” w ramiona kochającego Ojca, który nigdy nie wycofuje się ze swoich obietnic.
Dlaczego Jezus zachęca: „proście”, „szukajcie”, „kołaczcie”? Czy trzeba nas zachęcać do proszenia Boga? Przecież to chyba robimy najczęściej. Modlitwa prośby i błagania jest najbliższa naszemu ludzkiemu sercu. A jednak Jezus – który zna najlepiej nasze serca – zachęca do wytrwałego „kołatania”…
Wielki Post to czas rzucania się w ramiona Ojca, który nigdy nie wycofuje się ze swoich obietnic. W prośbie powinna przede wszystkim wyrażać się nasza dziecięca wiara i zaufanie. A tego oczekuje od nas Ojciec.
…Ojciec wasz, który jest w niebie, da to co dobre tym, którzy Go proszą.
Jon 3,1-10; Łk 11,29-32
Uwierz prorokowi Boga
Mieszkańcy Niniwy zostali ocaleni ponieważ uwierzyli prorokowi Jonaszowi. Zdobyli się na pokorę i podjęli pokutę. Pokuta stała się znakiem ich nawrócenia. A nawrócenie obudziło Boże miłosierdzie.
Czy widzisz tu także drogę dla siebie? Uwierzyć prorokowi – przyznać się pokornie do winy – podjąć pokutę jako znak nawrócenia – doświadczyć Bożego miłosierdzia. Bo Bóg nie gardzi sercem skruszonym…
Okazuje się, że ogniwem łączącym nas z Bogiem jest prorok. Prorok jest ważny. Prorok jest potrzebny, by czasem nam powiedzieć, że Niniwa naszego życia zostanie zburzona. Jeszcze tylko czterdzieści dni…
Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia.
Iz 55,10-11; Mt 6,7-15
Weź i czytaj.
Słowo Boże niesie w sobie niezwykły potencjał. Jest w nim moc wydawania niezwykłych owoców. Ono czyni cuda. Jakże więc jest ważny nasz kontakt z nim. Sięgnij po Pismo św.. Czytaj nawet codziennie. Niech to czytanie przemienia się w twoją modlitwę, czyli rozmowę z Autorem Bożego słowa. To przecież Jego list specjalnie do ciebie. Weź i czytaj. I módl się.
Dlatego ja już dziś nic więcej nie powiem.
Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.
Kpł 19,1-2.11-18; Mt 25,31-46
Nie zdejmuj nogi z gazu…
…bo masz być świętym! Nie ociągaj się. Nie czekaj na lepsze czasy: kiedy będziesz miał więcej czasu, kiedy już się dorobisz, kiedy dzieci będą odchowane, kiedy już się wyszalejesz, kiedy zrobi się cieplej (albo chłodniej), kiedy skończy się sezon piłkarski.. itp. itd. Znajdujesz tysiące powodów, by nie starać się o świętość, bo myślisz, że to zbyt trudne dla ciebie, że jeszcze za wcześnie. Naprawdę?
Nie będziesz kraść, nie będziesz kłamać, nie będziesz oszukiwać…
Głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, chorych nawiedzać…
Kiedy to zaczniesz praktykować? Pół godziny przed śmiercią? Wtedy rzeczywiście nie będziesz miał już czasu…
Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia.
Rdz 2,7-9;3,1-7; Rz 5,12-19; Mt 4,1-11
Kłamać, kłamać, kłamać…
Żeby zniszczyć pierwotną przyjaźń człowieka z Bogiem szatan posłużył się perfidnym kłamstwem i manipulacją. Udało mu się.
I tak już pozostało do dnia dzisiejszego: żeby zniszczyć jakiekolwiek dobro, przyjaźń, miłość, jedność, szczęście, relacje między ludźmi - szatan (oczywiście posługując się ludźmi, a czasem całymi instytucjami) wciąż używa tego samego: kłamstwa i manipulacji. Kłamstwo, wprowadzanie w błąd, zatajanie prawdy, manipulowanie, udawanie - to były i są główne narzędzia walki z wszelkim dobrem. Kłamstwo podważa zaufanie, niszczy jedność, odbiera uśmiech i szczęście. Żeby człowiekowi „wybić z głowy” Boga i Jego miłość szatan wciąż kłamie. Żeby osłabić i rozerwać naszą jedność z Kościołem szatan nie przestanie kłamać i manipulować naszymi emocjami. A jego cel jest zawsze ten sam: ZNISZCZYĆ CZŁOWIEKA. I to pod każdym względem.
Przecież o to mu chodziło także w przypadku Jezusa: za wszelką cenę doprowadzić do Jego śmierci.
Czy zdajemy sobie z tego sprawę? Czy wierzymy w diabła? Nie lekceważmy tego. Popatrzmy na Jezusa. On przyszedł na świat, aby stoczyć śmiertelną walkę z szatanem!
Walkę na śmierć i życie. Walkę o nas.
I to Jezus zwyciężył. O tym też warto pamiętać.
Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”.
Iz 58,9b-14; Łk 5,27-32
Idź do Lekarza
Dziś Bóg kreśli przed nami wspaniałą perspektywę: twe światło zabłyśnie w ciemnościach; Pan cię zawsze prowadzić będzie, odmłodzi twoje kości; będziesz jak źródło wody, co się nie wyczerpie; znajdziesz twą rozkosz w Panu…
Trzeba tylko …zorganizować wielkie przyjęcia dla Jezusa w swoim domu. Jak celnik Lewi. Zaprosić Jezusa do siebie. Jak lekarza na domową wizytę… On przybędzie szybko i za darmo.
Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają.
Iz 58,1-9; Mt 9,14-15
To pościć, czy nie pościć?
Umartwienie, smutek, zwieszona głowa, dużo dużo postu, nawet cały worek popiołu na głowę nic nie pomogą bez miłości. Dodajmy do tego całe godziny spędzone w kościele, albo dziesiątki różańców – też nie pomogą. Głodny, tułacz, nagi, ale także samotny i zniewolony - każdy potrzebujący mówią dziś do nas: „sprawdzam”. I wcale nie chodzi tylko o bezdomnego czy żebraka przy supermarkecie. Nie tylko o prześladowanego współbrata w Syrii czy Iraku. Może to nieme „sprawdzam” mówi ci twoja żona, twój mąż? Może twoja teściowa czy rodzice? Może jest to dziecko, które potrzebuje ojca? A może twój współpracownik czy podwładny w zakładzie pracy? Jesteś sprawdzany.
Nie pytaj więc o to, czy i jak masz pościć, bo nie to jest twoim największym problemem. Prawda?
Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli, a Pan Bóg będzie z wami.
Pwt 30,15-20; Łk 9,22-25
To co: ruszamy?
W zasadzie to chyba nie mamy wyboru. Całe życie to wędrówka… Są jednak w tej wędrówce momenty szczególnie ryzykowne: kiedy stoisz na skrzyżowaniu i musisz wybrać kierunek dalszej wędrówki. Życie czy śmierć? Życie czy śmierć? Szczęście czy nieszczęście? Życie czy śmierć? Szczęście czy nieszczęście? Życie….?
Jak to, nie ma innych możliwości?!
Nie ma.
Przepraszam. Są jeszcze inne możliwości: błogosławieństwo albo przekleństwo.
Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci…?
Jl 2,12-18; 2Kor 5,20-6,3; Mt 6,1-6.16-18
Zaczynamy.
A na dobry początek …popiół na głowę. Żeby nie powiedzieć popiołem po oczach. I to wołanie: Nawróćcie się całym sercem!
Wszystko co dla człowieka jest ważne powinno rozpoczynać się w sercu. Najpierw serce - a dopiero potem post, modlitwa, jałmużna… Jeśli nie rozpocznie się w sercu, jeśli nie wypłynie z serca - to będzie tylko na pokaz, dla oczu i w zasadzie po to, by oszukać samego siebie. Który to już raz chcesz udawać, że coś robisz „dla Boga”? A potem się dziwisz, że wciąż jesteś w punkcie wyjścia. I tak kręcisz się w kółko rok po roku.
Dziś w „swojej izdebce” zadaj sobie pytanie: czy chcesz naprawdę wejść w wielki post? I zastanów się nad konsekwencjami swojej odpowiedzi. Jakakolwiek by ona nie była.
Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia.
Najważniejsza jest miłość
MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO
Bądź jak Samarytanin: pomóż każdemu kto jest w potrzebie. Bez względu na pochodzenie, status społeczny, wyznanie… Bądź człowiekiem życzliwym i w każdym bliźnim zobacz człowieka. Dlatego, że wierzysz w Boga, który jest Ojcem wszystkich ludzi.
MIŁOŚĆ WZAJEMNA
Kochaj, jak Chrystus umiłował Ciebie: do końca i mimo wszystko. Przebacz, pomagaj, szanuj, poświęcaj się, nie szukaj swego, nie pamiętaj złego… Bądź przyjacielem dla Twoich bliskich: męża/żony, ojca, matki, dziecka, brata, siostry, sąsiada. Ale także każdego „brata i siostry w Chrystusie”, członka Twojej wspólnoty Kościoła. W ten sposób daj świadectwo prawdziwej miłości, „aby świat uwierzył” i zechciał również żyć jak chrześcijanie.
MIŁOŚĆ NIEPRZYJACIÓŁ
Módl się za tych, którzy Tobie źle życzą, Ciebie oczerniają, prześladują, którzy kładą Ci belki pod nogi we wszystkim co robisz, którzy Ciebie nie rozumieją i wcale nie czekaja na Twoją pomoc. I wcale nie musisz ciągle wyciągać do niego swojej ręki w geście szukania pojednania. Wcale nie musisz szukać okazji, by swojemu wrogowi tłumaczć jak bardzo go kochasz. Po prostu módl się, aby Twoje serce nie wypełniła również nienawiść, abyś za zło nie odpłacał złem. Bo chociaż masz prawo do obrony (masz prawo postawić pytanie: „dlaczego mnie bijesz?”), to przede wszystkim nie szukaj odwetu i zemsty. Może(!) w ten sposób dotrzesz do sumienia Twojego wroga i on sam zada sobie pytanie: właściwie dlaczego go „biję”? W ten sposób otworzysz go na nawrócenie. Bo przecież wszyscy mamy się spotkać kiedyś w niebie: Ty, Twój przyjaciel, ale także Twój wróg. A to poniekąd zależy także od Ciebie. Bo Jezus, w którego przecież wierzysz, umarł za wszystkich.
Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski.
Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.
Zamiast komentarza do Ewangelii:
Żył sobie gorliwy proboszcz, który cały swój czas poświęcał parafii: pracował od świtu do nocy. I oto pewnego razu wróciwszy do domu, zastał przy stole diabła w czerwonej, dżokejskiej czapeczce. Zmęczony staruszek zapytał tylko krótko i niegościnnie:
- Czego?! - Właściwie to niczego, po prostu jestem. Ale nie obawiaj się. Posiedzę sobie, to wszystko. Ksiądz zdając sobie sprawę z natury diabelskiej, obiecał sobie, że rozprawi się z szatanem zaraz potem: gdy tylko zdejmie buty... gdy zaparzy herbatę... gdy odmówi brewiarz... gdy poczyta książkę... gdy się zdrzemnie.... gdy nieco odpocznie... I tak spokojny, grzeczny diabeł uśpił czujność duszpasterza, który w końcu - jako praktyk - wykonkludował: - Niech sobie siedzi, mnie on nie przeszkadza, tu go mam na oku i dopóki tu jest, nie może szkodzić innym. I tak pleban spędził pierwszą noc razem z diabłem. Dziwił się tylko potem rano, że mimo obecności diabła, spał jak zazwyczaj głęboko i bez złych snów. Kiedy opuszczał plebanię, aby udać się do swych codziennych obowiązków parafialnych, diabeł odprowadził go do drzwi spojrzeniem. Tym samym spojrzeniem przywitał go na wieczór. Był jak wierny, dobrze wychowany pies, a nie kosztował nic. Ksiądz przypomniał sobie wczorajsze postanowienie przepędzenia nieproszonego gościa, ale znowu wzięły górę praktyczne argumenty: On mi nic nie robi, ja mu nic nie robię; u mnie jest nieszkodliwy, a jak spróbuje coś robić, to mam egzorcyzmy. Ale diabeł nie próbował nic robić. I ksiądz nie pytał o nic. Po prostu nie odzywali się do siebie. Ksiądz wracał zmęczony i szedł spać, a diabeł czuwał. I tak się między nimi jakoś ułożyło. Spokój zakłócił biskup, który przybył na wizytację. Kościół znalazł w doskonałym stanie, duszpasterstwo wzorowe. Na koniec chciał jeszcze zobaczyć plebanię. Proboszcz przeraził się, ale odmówić nie mógł, przekonany, że teraz wybuchnie skandal i kompromitacja na całego, otworzył drzwi do swego mieszkania. A tu - ku zaskoczeniu duchownego - pokój pusty, diabeł zniknął. Biskup rozejrzał się i już miał pochwalić skromne mieszkanie, gdy dostrzegł czerwoną czapeczkę, którą diabeł zostawił na stole. Z niemym zapytaniem przeniósł wzrok na proboszcza, bo wydało mu się to dziwne, aby taka dostojna osoba używała takiego nakrycia głowy. - To... to mój siostrzeniec... odwiedza mnie czasami - skłamał proboszcz.
Biskup pokiwał głową ze zrozumieniem i wyraził zadowolenie z ogólnego stanu parafii. Kiedy ksiądz został sam w mieszkaniu, diabeł wyszedł z szafy, w której się ukrył. Zbliżył się do proboszcza i z ohydnym uśmiechem triumfu, wykrzywiając paszczę, zawołał radośnie:
- Witaj wujku!
Każde kłamstwo i kłamstewko przybliża nas do "rodziny diabła". Uważaj, by on nie stał się twoim ojcem...
„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”.
Sól jest symbolem życia. Ciekawy jest wschodni zwyczaj nacierania solą dziecka tuż po urodzeniu, by dać mu siłę i żywotność, a także oddalić od niego już na początku życia złe duchy.
Sól jest też symbolem mądrości. Także my, gdy chcemy wykazać, że czyjeś słowa są pozbawione sensu, są próżne czy puste - mówimy, że są niesmaczne. Dodanie do własnych słów soli zrozumienia, refleksji, współczucia oznacza stanie się osobą zdolną do udzielania rad, podtrzymywania, umacniania i kierowania.
Chrześcijanin ma być solą dla społeczności, w której żyje: daje smak i zabezpiecza, uodparnia przed rozkładem, głupotą, zepsuciem moralnym, korupcją. Ma to czynić siłą swojego wnętrza. Autentyczny chrześcijanin musi chcieć, ale i musi mieć odwagę być innym niż ci, którzy nie znają Chrystusa i Jego Ewangelii. To przecież oznaczał chrzest: zrzucenie starego człowieka i przyobleczenie się w nowego. Trzeba uwrażliwiać sumienia, bo istnieje realne niebezpieczeństwo zwietrzenia, utraty własnej identyczności, tożsamości! Możemy zostać rozmyci!
Pozostaje wtedy wiara szczątkowa: paciorek, tradycja, zwyczaj, wspomnienie, religijne gesty ze względu na żonę, rodziców, otoczenie. Zanika życie z wiary. Taki człowiek przestaje być solą! Jego życie nie świadczy o tym, że należy do Chrystusa. Jego postawa będzie usprawiedliwieniem dla tych, którzy do Chrystusa nie należą. Straszne jest zakończenie: na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Chrześcijaństwo rozmyte, zwietrzałe, godne już tylko wyrzucenia i podeptania. Dlatego trzeba czuwać, dokładać wysiłku, by się nie dać rozmyć, by nie zwietrzeć, by nasycać się Jezusem, wypracowując w sobie wiele sprawności.
ks. Roman Kempny
Boże, miej litość dla mnie, grzesznika.
W obcowaniu z Bogiem potrzebna jest nam żywa wiara. Tak, to prawda. Ale niezbędna jest także po prostu pokora. To postawa, w której przychodzę na modlitwę ze świadomością, że jestem grzesznikiem, że po prostu potrzebuję miłosierdzia. Dopiero pokora sprawia, że człowiek tak naprawdę zaczyna się modlić - tzn. rozmawiać z Bogiem, a nie z samym sobą co najwyżej "w obecności Boga". Pokora bardzo przybliża nas do Boga. I to ona sprawia, że naprawdę stajemy się ...wielcy.
Kto się wywyższa, bedzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.
Przypowieść o bezimiennym bogaczu i żebraku Łazarzu jest bardzo prosta w swojej wymowie. Nie ma tam żadnego ukrytego dna, żadnych metafor i skomplikowanych odniesień. Po prostu: żeby dostać się do piekła wystarczy być obojętnym wobec człowieka potrzebującego pomocy. Nie potrzeba nikogo atakować z agresją, nie potrzeba wyrządzać krzywdy drugiemu, nie trzeba krzyczeć, bić czy przeklinać drugiego. Wystarczy nie robić nic. OBOJĘTNOŚĆ na drugiego człowieka może okazać się największą winą. Prosty, czytelny przekaz. Zauważmy także tę przedziwną zamianę ról po śmierci: to Łazarz staje się na zawsze prawdziwym bogaczem, a bogacz żebrakiem. Na zawsze.
Dlaczego to co proste i oczywiste nieraz okazuje się najtrudniejsze do zrozumienia i realizowania?
Podobno "wejściówkę" do nieba trzeba będzie sobie kupić tuż przy bramie. Tam czekać będzie na nas "faktura za bilet". Czym za nią zapłacimy? Z pewnością nie pieniędzmi nagromadzonymi za życia. Tu żadna "złota karta" ani wyciąg z konta bankowego nam nie pomoże. Tam nie robi to żadnego wrażenia. Pomogą dobre uczynki. Pomoże miłość, którą czyniliśmy i mówiliśmy (dobre słowo). Ewentualnie możemy zapłacić szczerym dobrem, które udało nam się uczynić dzięki posiadanym pieniądzom. Oczywiście tymi zdobytymi uczciwie i legalnie.
Zyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków.
Gdy komuś zależy na SWOJEJ sławie i zdobyciu władzy oraz poparcia, to najczęściej składa wiele obietnic, rozdaje pieniądze i przywileje tym, o których poparcie zabiega. Nic albo prawie nic nie mówi o ewentualnych wyrzeczeniach, trudach, wymaganiach... A jeśli ktoś właśnie obiecuje owe trudy i krzyż, jeśli stawia wymagania i wzywa do wyrzeczeń - to na czym (kim?) właściwie mu zależy? Na swojej sławie i szerokim poparciu?
Wielkie tłumy szły z Jezusem - mówi ewangelista. Wymarzona sytuacja! Czyż nie właśnie o to chodziło? A tymczasem słyszymy: ...nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. Jedno zdanie, które zepsuło wszystko!
Bo Jezusowi wcale nie zależy na SOBIE. Jemu zależy tylko i wyłącznie na TOBIE i TWOIM ZBAWIENIU.
Przybliżyło się do was królestwo Boże.
Trwa misja uczniów Jezusa. Trwa misja Kościoła. Co jest jej celem? Ogłaszanie napotkanym ludziom nadejścia królestwa Bożego! Przygotowanie świata na przyjście Jezusa. On zamierza przyjść. I przyjdzie. Najpierw jednak posyła swoich uczniów do świata. Posyła ciebie i mnie.
Czy ogłaszanie nadejścia królestwa Jezusa sprawia ci radość? Czy bycie apostołem Jezusa daje ci radość?
Jeśli nie, to może dlatego,że masz zbyt słabą wiarę? Nie widzisz owoców i się zniechęcasz. Tak, jest jakby coraz gorzej na tym świecie, w twojej parafii, w twojej rodzinie... Nie słuchają. Nie przyjmują. Lekceważą. Nie wierzą.
Jeśli nie przyjmą was, wyjdźcie na ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże.
Panie, przymnóż wiary swoim apostołom. Niech nie gaśnie ich entuzjazm i radość. Oddalaj od nich zniechęcenie i lęk. I obdarz ich swoim pokojem.
Bez ofiary nie ma wiary.
Ile i kogo jesteśmy w stanie poświęcić, by dobrze się zabawić, przeżyć przyjemność krótszą czy dłuższą? Ile czasu, paliwa, pieniędzy, zdrowia jesteśmy w stanie za takie przeżycia dać?
Ile i kogo jesteśmy w stanie poświęcić, by zarobić jeszcze parę euro więcej? By kupić jeszcze lepszy samochód, by zmienić meble, by pojechać jeszcze dalej na urlop, by pokazać sąsiadom, że też nas stać...?
Ile i KOGO jesteśmy w stanie poświęcić, by nam było dobrze, wygodnie, komfortowo, przyjemnie..?
Nie bez powodu pytam o tego "kogoś" - bo już niejedno małżeństwo czy rodzina, albo zwykłe ludzkie normalne przyjaźnie i relacje zostały "sprzedane" z powodu pogoni za zabawą, przyjemnością, pieniędzmi, ambicjami...
A ile razy dla takich błahostek sprzedajemy samego Boga i wiarę w Niego?
No właśnie: ile i kogo jesteś w stanie poświęcić, by być wiernym Bogu i Jego przykazaniom? Na co cię stać, by dać świadectwo, że wierzysz w Boga i jesteś wiernym członkiem Kościoła? A może inaczej: z czego jesteś w stanie zrezygnować, by pokazać, że wierzysz?Ile cię kosztuje twoja wiara...? Bo wiara, która nic nie kosztuje jest nic nie warta...
Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.
...ponieważ bardzo umiłowała.
Grzeszna kobieta o rozpuszczonych włosach podeszła do Jezusa. Oblewała jego stopy łzami, wycierała swoimi włosami, ucałowała, namaściła olejkiem… Bo bardzo umiłowała. Bo wierzyła. I została ocalona. W swoim poszukiwaniu szczęścia nareszcie trafiła na Mężczyznę, który naprawdę mógł ją uszczęśliwić. Twoje grzechy są odpuszczone. Tego właśnie potrzebowała! Niczego innego. Tylko miłosierdzia. Potrzebowała usłyszeć, że jest naprawdę kochana. Idź w pokoju.
Jezus okazuje miłosierdzie, to znaczy dotyka człowieka swoją miłością dokładnie w to miejsce, które człowieka boli najbardziej. I wtedy człowiek naprawdę się zmienia. Trzeba tylko przyjść, obmyć Jego stopy łzami i je ucałować. I wierzyć. Tylko tyle i aż tyle.
Nadziwić się nie mogę...
Św. Paweł, gorliwy Apostoł Jezusa nie może zrozumieć jak można porzucić Jego Ewangelię albo ją zmieniać. Zakochany w Jezusie, gotowy oddać za Niego życie próbuje przekonać, że "innej Ewangelii nie ma". Nie ma dla człowieka radośniejszej i lepszej Nowiny niż ta, którą głosił Jezus! Nie ma lepszej i pewniejszej drogi do szczęścia! Nie ma! Tylko jacyś ludzie w imię nie wiadomo czego próbują siać zamęt i wątpliwości...
Tak próbuję sobie wyobrazić co dzisiaj napisałby św. Paweł do nas, do współczesnego Kościoła Chrystusa...? Czy nie zdenerwowałby się albo nawet wkurzył? Bo "zdziwienie" to chyba jednak zbyt delikatne określenie... Zresztą wtedy też nie przebierał w słowach: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej..., NIECH BĘDZIE PRZEKLĘTY! I to aż dwa razy.
Amen.
Przybądź, Duchu Święty. Racz napełnić serca swoich wiernych i ogień miłości swojej w nich zapalić, który wszystkie narody w jedności wiary zgromadziłeś, aby łaska Twa najświętsza oświeciła nasze serca i od wszelkiego zła nas chroniła. Amen.
Nie bójmy sie ognia Bożej miłości, którą daje Duch Święty.
Duchu Święty, Przyjacielu mej duszy, Ty znasz moje zniewolenie, Ty widzisz moją bezradność.
Uczyń we mnie to, czego ja sam uczynić nie potrafię.
Ty jesteś moim Uświęcicielem, moją mocą i siłą, o Boże, Duchu Święty - zaradź mojej nędzy.
Tobie powierzam to wszystko. Daj mi siły, abym wystarczająco współpracował z Twoją łaską. Sprawiaj nieustannie, abym był zawsze Twoją światynią.
Amen.
Wszystko zależy od miłości
Bóg, który jest Miłością poucza nas, że nasza relacja z Nim właściwie zależna jest tylko od miłości. Albo od jej braku.
Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę ...
Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich...
Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się...
Przyjdź Duchu Święty, Duchu Miłości!
Jezus żyje. Alleluja!
Tak. Jezus naprawdę żyje. Zmartwychwstał. Ten fakt zmienia wszystko. Może nawet przewraca do góry nogami całe nasze życie i myślenie. Ale czy jest to powód do obaw? Raczej do radości i nadziei! Oby tak było w naszym życiu. Chyba, że chcesz trwać w złu – wtedy masz się czego obawiać…
Niech światło Chrystusa chwalebnie Zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc i umysłów. Alleluja!
Wystarczy przyjść i skorzystać...
Czas Wielkiego Tygodnia zamknięty jest pomiędzy dwoma okrzykami: HOSANNA i ALLELUJA! Obydwa okrzyki kryją w sobie klimat radości i chwały Bożej, a jednak różnią się swoją perspektywą. Jeden zapowiada wejście w dramat męki, cierpienia i śmierci. Drugi ogłasza wszystkim ostateczne i trwałe zwycięstwo nad śmiercią. Obydwa zawołania odnoszą się do Jezusa - to w Nim i przez Niego dokonuje się paschalne przezwyciężenie tego, co wydaje się nieuniknione i nie do pokonania. Jezus "musiał" przejść przez cierpienie i śmierć, aby wysłużyć MIŁOSIERDZIE OJCA całemu światu. To Jezus uczynił wszystko co było potrzebne, aby Ojciec okazał swoje MIŁOSIERDZIE światu.
Skorzystajmy z tego. Więcej robić nie musimy.
A ja w sumie się cieszę...
...gdy w niedzielę jest chłodno, wietrznie i deszczowo. Bo jak jest chłodno i pada deszcz, to przynajmniej jest większe prawdopodobieństwo (choć pewności nie ma żadnej), że więcej ludzi wejdzie do środka kościoła i będzie bliżej ołtarza; że mniej ludzi zostanie przy bramie czy na ulicy na „mszalnym papierosku”.
Jasne – przed deszczem można się też schować w knajpie i „mszę” odprawić przy piwku omawiając kolejne przeszłe lub najbliższe wydarzenie sportowe, albo wspomnienia z dyskoteki… Oczywiście ostatecznie to zależy od wiary, a nie od pogody, dlatego mówię tylko o „większym prawdopodobieństwie”.
Choć prawdopodobnie w przypadku tych osób nic się nie zmieni: nie pomoże żadna spowiedź wielkopostna czy wielkanocna, żadne rekolekcje, wyśmiewanie czy złość i smutek proboszcza albo bezradnej matki… To po prostu jest jedna z tych spraw, w których powinniśmy pozwolić Bogu, by dokonał w nas rzeczy nowej. Właśnie: wciąż potrzebujemy ODNOWIENIA. I chociaż przed nami ostatnie 10 dni Wielkiego Postu to jest jeszcze szansa. Jeśli zaczniemy słuchać Jezusa.
I ja ciebie nie potępiam.
Idź, a od tej chwili już nie grzesz.
* * * * *
W czasach, w których niechętnie mówimy i słuchamy o grzechu - że w ogóle istnieje i że go popełniamy - z drugiej strony nad wyraz chętnie lubimy mówić o grzechach, które popełniają inni. Jakże bardzo nieraz interesujemy się grzechami cudzymi!
Tymczasem Jezusa paradoksalnie wcale nie interesuje grzech - Jego interesuje grzesznik, a więc człowiek, który miał nieszczęście grzech popełnić. Podczas gdy ludzie patrzą na człowieka przez pryzmat jego grzechów, Jezus patrzy na grzech przez pryzmat dobra człowieka.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony.
A jeśli Bóg nie potępia, to jakim prawem my to czynimy?
Lekcja syna marnotrawnego.
- Proszę nam pomóc, bo nasz ksiądz nie chce ochrzcić naszego dziecka, bo jesteśmy bez ślubu.
- A nie możecie wziąć ślubu?
- Możemy, ale stracimy pieniądze, zasiłek, stypendium… Poza tym nie mamy za co urządzić wesela… No wie, ksiądz jak to jest…
Wiem. Dzisiaj pieniądze prawie zawsze wygrywają w konkurencji z grzechem. Nawet śmiertelnym grzechem. Bo przecież za pieniądze można kupić wszystko, a za czyste sumienie co się dostanie? Jedno wielkie nic, prawda?
A poza tym przecież chodzi o coś tak świętego jak wolność! Gdy się wyprowadzę z "domu Ojca" (w dodatku z jego pieniędzmi w kieszeni), to z pewnością będzie mi lepiej - ach ten wiatr wolności we włosach! ten cudowny smak życia! i pełna swoboda, i nikt mi nie patrzy na ręce!
A może trzeba, żeby człowiek stoczył się do poziomu ubabranej, ohydnej i śmierdzącej świni, by zrozumieć pewne rzeczy? By przede wszystkim zrozumieć miłość, troskę i cierpienie Ojca… ?
Jeżeli więc ktoś nie ma już ochoty posłuchać Kościoła, to może posłucha syna marnotrawnego? – on jest mądrzejszy, bo ma to już za sobą…
Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu…
Wszyscy zginiemy!
Jeśli się nie nawrócimy.
Zdaje się, że Papież, który tak dużo i chętnie mówi o Bożym Miłosierdziu sam daje przykład, że bardzo serio traktuje przestrogę Pana Jezusa. Dlaczego więc wśród tych, którzy go tak chętnie słuchają znajduje tak mało naśladowców?
W XXI wieku nie robią na nas wrażenia słowa o katastrofie, o tym że zginiemy... Niby dlaczego my? Jesteśmy dobrze zabezpieczeni, znamy wartość pieniądza, mamy szybkie samochody, super telefony, precyzyjne GPS-y. Poza tym przecież jesteśmy normalnymi ludźmi. Zawsze potrafimy się zachować "właściwie": wiemy jak się zachować w kościele (jeśli jeszcze tam przychodzimy), wiemy jak zadbać o siebie w pracy, wśród kolegów i koleżanek, wiemy jak się świetnie bawić na dyskotece, wiemy co i komu powiedzieć, żeby brzmiało prawdziwie...
Tylko czy "właściwie" zawsze znaczy, że zgodnie z wolą Boga?
A poza tym: myślicie, że ci co zginęli w Galilei czy w Siloe byli gorsi od was?
Wszyscy zginiecie tak samo!
Jeśli się nie nawrócicie.
Nie tu ojczyzna...
Według św. Pawła wrogowie krzyża Chrystusowego to ci, których dążenia są przyziemne. To ci, którzy myślą, że to, co najlepsze może ich spotkać znajduje się tu na ziemi. Jakże wiele więc energii i czasu poświęcają sprawom tego świata - czyli swojemu "brzuchowi". Czeka ich jednak zagłada.
A nasza ojczyzna jest w niebie. Tam, gdzie jest Jezus uwielbiony. Dlatego Paweł woła: stójcie mocno w Panu!
Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy... Dobrze, że jesteśmy blisko Ciebie, z Tobą...
Zamiast więc troszczyć się o swój "brzuch", z większą energią i wytrwałością wędrujmy na Górę Przemienienia.
I JEGO słuchajmy...
I znowu ten post, modlitwa i jałmużna...!
Ale właściwe to dlaczego?
Ciągle nam powtarzają, że trzeba się nawracać, że trzeba się poprawiać, że postanowienia, że walka duchowa...
Niektórzy to nawet diabłem straszą albo i piekłem.
Z jakiego powodu mam się znowu "zabrać za siebie"?
Przecież robię to cały czas: to ja jestem panem samego siebie i mego życia. To ode mnie zależy, co jest dobre, a co złe. Przecież jestem młody i muszę się wyszumieć i wyszaleć. Kto by tam dziś księdza słuchał...? Przestańcie wreszcie mną sterować!
Nie, nikt cię piekłem nie straszy - przecież i tak się go już nie boisz (zresztą ono jest przecież takie miłe i sympatyczne, prawda?). Ksiądz też już nie ma sił i ochoty ci tłumaczyć, że to dla twojego dobra, wolności, szczęścia i takie tam ble ble ble.... Nawet dietetyczki nie musisz słuchać o jej wywodach na temat dobrodziejstw postu...
A więc dlaczego - ten post, modlitwa i jałmużna...?
Powód jest jeden: bo Jezus naprawdę zmartwychwstał.
Przyznaj się do choroby!
Wyruszyliśmy w drogę powrotu do Oblubieńca. Wiemy, że ta droga jest łaską, że pokuta jest łaską, a nie smutną uciążliwością. Czy jest w nas już radość z tego powodu? Bo naprawdę to jest powód do prawdziwej radości! To Oblubieniec sam nas zaprosił na tę drogę. To Jego „Pójdź za Mną” nas uwiodło znowu i pociągnęło ku Niemu. Odpowiedzieliśmy. I idziemy.
Skąd więc wciąż ten smutek i niepewność?
Popatrzmy na Lewiego z dzisiejszej Ewangelii (Łk 5,27-32): zostawił wszystko, wstał i poszedł. No właśnie. Może jesteśmy smutni, bo zabraliśmy jeszcze za dużo „swoich” rzeczy ze sobą? Niby idziemy do przodu, ale wciąż się oglądamy do tyłu: żal nam zostawić taką czy inną przyjemność; żal nam zrezygnować ze znaczenia i rangi jakie mamy u ludzi; nie chcemy oddać władzy, którą zdobyliśmy; tak bardzo kochamy swoje dobra materialne…
„Zostawić wszystko” to przyznać przed Panem: to ja jestem chory, potrzebuję Ciebie, Panie jak chory potrzebuje lekarza. Ten cały bagaż, który dźwigam ze sobą jest jak choroba – Panie, pomóż mi go zostawić, uwolnij mnie. I pozwól pójść za Tobą z radością.
To już czwarty dzień Wielkiego Postu. Wyrusz wreszcie! I niech cię prowadzą obietnice Pana: jeśli pójdziesz za Mną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. Pan cię zawsze prowadzić będzie, nasyci duszę twoją na pustkowiach. …będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody… (Iz 58,9b-14).
2015
Łaska pokuty
Nieco dziwna odpowiedź Jezusa na pytanie uczniów Jana o post, zdaje się zakładać, że według Żydów post powinien kojarzyć się ze smutkiem (Mt 9,14-15). Zresztą słowa proroka Izajasza również to potwierdzają (Iz 58,1-9). Jezus natomiast sugeruje, że jedynym źródłem prawdziwego smutku Jego uczniów jest nieobecność oblubieńca, jego brak, jego odejście.
Jakże bardzo mocno taka rzeczywistość kojarzy się po prostu z grzechem – jako odwróceniem się od Oblubieńca, porzuceniem Oblubieńca, odejściem od Oblubieńca. Tak, grzech jest i powinien być źródłem prawdziwego smutku… Każdy inny smutek związany z naszą religijnością może okazać się nieszczery i niepotrzebny.
W tym kontekście post (jako forma pokuty) jest konsekwencją owej „nieobecności” Oblubieńca w naszym życiu. Post (pokuta) jest drogą powrotu do Oblubieńca. I dlatego nie możemy go traktować jako smutnej uciążliwości, ale jako radosną możliwość, jako szczególną łaskę.
Niedawno wyruszyliśmy w drogę, której na imię Wielki Post. Przyjmijmy z radością i wdzięcznością łaskę pokuty.
2015
Przed tobą droga…
Jezus zaprasza nas wszystkich do wyruszenia w drogę. I zapewnia, że nie będzie to zbyt miły spacerek… Bo jest to droga z krzyżem na ramionach, droga samozaparcia, droga śladami Mistrza, który nie przyszedł aby mu służono, lecz aby służyć. Jest to droga, na której trzeba stracić swoje życie, żeby prawdziwe życie otrzymać. Tak jak Syn Człowieczy, który musiał wiele wycierpieć: odrzucony i zabity.
Może rozumiemy to bardziej gdy widzimy wstrząsające sceny pokazujące chrześcijan z Afryki prowadzonych przez panów ubranych na czarno z nożami w rękach. A za chwilę widzimy morze krwi…
Czy to jest cena prawdziwego życia?
Czy zdajemy sobie sprawę, że chrześcijaństwo to wybór pomiędzy życiem a śmiercią? Chyba nawet nie chcemy o tym słyszeć... Dlatego tak trudno nam wyruszyć w drogę za Jezusem.
Wielki Post to droga, na którą zaprasza nas Jezus. Droga przez śmierć do Życia.
Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu i lgnąc do Niego…
2015
Wypłyń jeszcze raz na głębię!
Są chwile w naszym życiu kiedy człowiek uświadamia sobie jak jest słaby i jak małe są jego możliwości.
Są chwile, kiedy stajemy przed sobą bezradni i pokonani. Pokonani przez los, przez życie, przez drugiego człowieka, przez własną słabość i grzech.
Momenty załamania, niepowodzenia, niezrealizowania planów i zamierzeń...
Stoimy wtedy na jakimś brzegu swojej codzienności zmęczeni po "całonocnej" ale bezowocnej pracy.
Może jednak potrzebna jest nam taka chwila, byśmy zauważyli przechodzącego Jezusa? I byśmy usłyszeli Jego słowo?
Wypłyń na głębię! Rozpocznij jeszcze raz!
Rozpocznij DLATEGO, że Ja tego chcę dla ciebie. I rozpocznij nie po swojemu, ale TAK JAK JA TEGO CHCĘ. Zaufaj Mi. Wtedy masz szansę na niezwykły połów. Wtedy masz szansę na sukces!
Mistrzu, na Twoje słowo zarzucę sieci.
Po prostu Hymn o Miłości
Hymn o miłości autorstwa św. Pawła trudno prześcignąć w doskonałości. Można go tylko w nieskończoność zgłębiać i medytować, starając się jego sens stosować w swoim życiu...
Miłość chroni przed duchową pustotą. To miłołść sprawia, że człowiek nie jest wewnętrznym duchowym "pustakiem", który może dobrze wygląda i brzmi ale jest ...pusty.
Miłość chroni przed dewocją - czyli fałszywą pobożnością, dla której przebywanie na kolanach w kościele i bezmyślne odmawianie niekończącego się łańcucha modlitw jest ważniejsze od szacunku dla drugiego człowieka, od pomocy potrzebującemu, od zajęcia się swoim dzieckiem czy chorym starszym człowiekiem. I nie daj Boże, żeby taki człowiek nam przeszkadzał w naszej "pobożności"!
To miłość chroni nas przed "rozdmuchiwaniem" swojej działalności dobroczynnej.
Miłość chroni nas przed bezmyślnym poświęcaniem siebie.
Miłość nadaje sens i najgłębszą wartość dobrym czynom i zamiarom.
Miłość uzdrawia wszelkie relacji i buduje je na najtrwalszym fundamencie.
Do miłości zawsze należy ostateczne zwycięstwo i ona pozostaje na zawsze.
Bóg naprawdę spełnia swoje obietnice!
Bóg naprawdę spełnia swoje obietnice. On naprawdę przychodzi z darem pocieszenia dla ubogich. On uwalnia więźniów i niewidomych obdarza darem przejrzenia. To jest rok Jego łaski… Rok Jubileuszu, Rok Miłosierdzia.
Skorzystasz?
Porzuć swoje lenistwo duchowe i bezmyślność.
Uczyńcie wszystko cokolwiek wam powie.
Tylko tyle i aż tyle.
Słuchać Jezusa, pytać Go "a Ty co o tym myślisz?", wczytywać się w Jego słowa w Piśmie św. - wszystko po to, by czynić Jego wolę. Po co? Właśnie po to, by On mógł zwykłą wodę naszego życia przemienić w wino radości i szczęścia. Po prostu. Bez Niego nasze życie będzie przebiegać najwyżej na "pół gwizdka" - będziemy jak rozweseleni goście weselni, którym czegoś brakuje...
Poza tym - warto czynić Jego wolę, bo tak chce Jego i nasza Matka.
ŚWIĘTO CHRZTU PAŃSKIEGO kończy liturgiczny okres Bożego Narodzenia – czas szczególnych wydarzeń, poprzez które Bóg zechciał objawić się światu. Począwszy od Betlejemskiej Nocy Narodzenia, poprzez Pokłon Trzech Mędrców ze Wschodu aż po znaki podczas Chrztu Jezusa nad Jordanem Bóg objawia całemu światu swoją obecność i swoją miłość. Dopełnieniem tych znaków jest również pierwszy cud Jezusa – przemienienie wody w wino na weselu w Kanie Galilejskiej.
To dzisiejsze święto szczególnie przybliża nas do tajemnicy sakramentu chrztu świętego, który przyjęliśmy i poprzez który Bóg dał nam nowe życie. Pamiętajmy w tym kontekście o Jubileuszowym Roku 1050-lecia Chrztu Polski.
Przeprawmy się na drugą stronę
Jezus wchodzi do łodzi naszego życia i zaprasza nas na drugą stronę. Co jest ową drugą stroną naszego życia?
Inne życie? Życie wieczne? Wartości duchowe? W ogóle jakieś wartości - oprócz kasy, pracy i dyskoteki?
Co jest drugą stroną twojego życia? Co jest celem, do którego chce cię poprowadzić Pan Jezus? Jesteś w ogóle tym zainteresowany? Bierzesz to w ogóle pod uwagę w swoim życiu? Jesteś w ogóle zainteresowany tym, DO CZEGO ZAPRASZA CIĘ JEZUS? Stawiasz sobie takie pytania?
Nie interesuje cę to, bo może musiałbyś opuścić tłum swoich kolegów z boiska, albo koleżanek z dyskoteki… Nie interesuje cię to, bo może czujesz, że musiałbyś zbyt wiele zmienić w swoim życiu, a przecież jest tak fajnie, gdy nie myślisz o Bogu. A wiara stała się nieznośnym i nudnym ciężarem… Może musiałbyś wyruszyć w inną drogę?
NIE BÓJ SIĘ. Zostaw jeśli trzeba cały ten tłum ludzi i spraw, które trzymają cię na brzegu twojego życia. Zabierz Jezusa do swojej łodzi i wypłyń na głębię! NIE BÓJ SIĘ. Przecież w twojej łodzi jest JEZUS.
I nie czekaj, aż wydarzy się jakaś straszna burza w twoim życiu, żeby dopiero wtedy Jezusa zauważyć.
Módl się często: Panie, przymnóż mi wiary!
Wszyscy Go szukają... (?)
Ileż marności, słabości i niemocy w dzisiejszym Słowie Bożym!
Człowiek: pędzący do nikąd najemnik, wzdychający niewolnik, czekający na zapłatę robotnik... I jeszcze te miesiące męczarni i nocne udręki pełne boleści. I beznadziejnie mijający czas. Nie ma szans na zaznanie szczęścia.
Inny człowiek: utrudzony i umęczony głosiciel, który utożsamia się z każdą nędzą świata, żeby chociaż niektórych (i tylko niektórych!) nędzników ocalić. Trud kompletnie nieproporcjonalny do efektów.
A do tego jeszcze chora teściowa i tłumy innych chorych, a nawet opętanych, zniewolonych przez Złego...
Ocean ludzkiej nędzy, niemocy, marności, bezsensu!
I wśród tego oceanu ON - jak zielona i pełna kojącego światła wyspa, która się nie boi, że ów ocean ją zaleje, pochłonie jakby chciał ją pożreć i unicestwić. Nie, to właśnie jedynie On jest w stanie "wypić" cały ten ocean ludzkiej nędzy, marności i niemocy, by zmęczonego i chorego człowieka ująć za rękę i podnieść, by przywrócić mu nadzieję, radość i sens życia. Jezus z Nazaretu.
Nie dziwmy się więc, że Szymon idzie właśnie do Niego - w imieniu "wszystkich, którzy Go szukają". Bo tylko On jest w stanie zaradzić całej tej ludzkiej nędzy i niemocy. On jest tym, który "leczy złamanych na duchu".
Sam zresztą to powiedział: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię...
2015
Milcz i wynoś się!
Z diabłem się nie dyskutuje, jego się nie pyta o zdanie, jego nie wolno nawet tolerować w imię demokracji, wolności ani w imię tzw. dobrego wychowania. Nie! Jedyne co możemy i powinniśmy do niego powiedzieć, to kategoryczne - tak jak Jezus - milcz i wynoś się stąd! Niestety wskutek grzechu pierworodnego jesteśmy za słabi, żeby przejrzeć wszystkie kłamstwa diabła (bo cokolwiek on do nas mówi jest kłamstwem!), dlatego nie wdajemy się z nim w dyskusję. Po prostu.
I jeszcze jedno: diabeł śmiertelnie boi się ŚWIATŁA PRAWDY. Boi się, że ktoś może przejrzeć jego zamiary i plany. Dlatego najskuteczniejszym sposobem walki z diabłem jest nazywanie zła po imieniu, wydobywanie go na światło dzienne, demaskowanie zamiarów Złego i złych ludzi. Ludzie, którzy uwierzyli w kłamstwa szatana też jakoś dziwnie swoje zbrodnicze działania przeprowadzają bardzo często "po kryjomu", podczas "nocnych głosowań" (parlamentu np.) i są szczęśliwi, gdy nikt o ich działaniach nie informuje opinii publicznej, gdy wszyscy dają im "święty" spokój. Zauważyliście to? Wszystkie przewrotne ideologie atakujące człowieka, instytucję rodziny czy małżeństwa są wprowadzane najpierw na podstawie kłamstw powtarzanych ludziom (w imię wolności, równości wszystkich ludzi wobec prawa, tolerancji), a następnie po cichu, bez rozgłosu medialnego, jak gdyby nic się nie działo. Tak działa szatan. To jest jego metoda. Kłamać i działać w ciemnościach. Dlatego ten Zły z dzisiejszej ewangelii był przerażony gdy zobaczył Jezusa. Diabeł przeczuwał doskonale co mu "grozi" ze strony Jezusa, ze strony PRAWDY.
A więc trwajmy w przyjaźni z Jezusem. On już pokonał szatana. Ale też kategorycznie pokażmy Złemu gdzie jest jego miejsce: MILCZ I WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO ŻYCIA!
2015