• ółążść‡

Refleksja

Znane w całym świecie i zatwierdzone przez Kościół w 1930 roku objawienia fatimskie rozpoczęły się adoracją Trójcy Świętej, której Anioł nauczył pastuszków: „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty. W najgłębszej pokorze cześć Ci oddaję, ofiaruje Tobie Przenajdroższe Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego, Jezusa Chrystusa, obecnego na ołtarzach całego świata, jako wynagrodzenie za zniewagi, świętokradztwa i obojętność, którymi jest On obrażany. Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca i przez przyczynę Niepokalanego Serca Maryi, proszę Cię o łaskę nawrócenia biednych grzeszników”.

Anioł w Fatimie widzi Trójcę Przenajświętszą w Eucharystii. Kieruje się ku Trójcy Przenajświętszej, kiedy kieruje się ku Eucharystii. Anioł wie, że tylko Syn Boży ma ciało, krew i dusze ludzką. Wie, że ani Ojciec, ani Duch Święty nie stali się ludźmi, ale wie, że Jezus jest nieoddzielny od Ojca i Ducha Świętego. Naucza człowieka, jak wielbić Trójcę Przenajświętszą adorując Eucharystię.

Dzięki modlitwom Anioła objawienia fatimskie wskazują nam Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Boga, który jest wspólnotą miłości. Miłość to klucz do zrozumienia orędzia przekazanego w Fatimie: miłość, która przebacza i która wzywa do nawrócenia, miłość uczyniona z miłosierdzia. Podczas wizji w Tuy siostra Łucja zrozumiała, że została jej przekazana „tajemnica Trójcy Przenajświętszej i [otrzymała] natchnienie na temat tej tajemnicy, której [jej] jednak nie wolno wyjawić”. Trójca Święta to najważniejsze z fatimskich słów. Orędzie fatimskie pokazuje tajemnicę Boga kochającego człowieka i tajemnicę człowieka uwikłanego w dramat samotności.

Pozostajemy świadomi, że nasze mówienie o Trójcy Przenajświętszej jest w gruncie rzeczy dramatycznym „jąkaniem się”, jak stwierdził św. Grzegorz Wielki. Ale bez niego w świecie brakowałoby czegoś ważnego. Trójcę Świętą wielbimy, gdy z wiarą czynimy znak krzyża, rozpoczynając czy kończąc modlitwę. Uwielbiamy Ją, gdy wychodząc z Eucharystii, stajemy się świadkami miłości Boga, która w nas jest; kiedy łączymy, a nie dzielimy; kiedy przebaczamy, zasiewamy miłość, a nie ziejemy nienawiścią czy stajemy się pokazowo pobożni.

ks. Leszek Smoliński

 

Złota myśl tygodnia

Kto wie, może Twoja postawa dawno temu, na studiach, na uczelni, kiedy Cię wyśmiewali za Twoją wiarę, komuś życie uratuje? Kto wie.

ks. Piotr Pawlukiewicz 

Na wesoło

- Nie jestem zazdrosna, ale nie chcę, żebyś rozglądał się na prawo i lewo! – krzyczy żona do męża.

- Kobieto, przechodzimy przez ulicę – tłumaczy się mąż.

- Nie interesuje mnie to.

Opowiadanie

Chcę, żeby była królową

Kiedyś, przed wieloma wiekami, było sobie pewne bardzo sławne miasto. Powstało ono w pięknej dolinie, a ponieważ jego mieszkańcy byli bardzo pracowici, nieprawdopodobnie się rozrosło w krótkim czasie.

Pielgrzymi dostrzegali je z daleka, urzeczeni i olśnieni pięknem marmurów i pozłacanych brązów. Było to, rzeczywiście, szczęśliwe miasto, którego wszyscy mieszkańcy żyli w zgodzie.

Ale pewnego brzydkiego dnia postanowili oni wybrać swojego króla.

Złote trąby heroldów zgromadziły wszystkich przed ratuszem miejskim. Nie brakowało nikogo. Biedni i bogaci, młodzi i starzy, wszyscy patrzyli sobie w twarze i szeptali coś przyciszonym głosem.

Srebrzysty dźwięk potężnej trąby zmusił całe zgromadzenie do ciszy. Wtedy dumnie wysunął się przed gromadę pewien niski i tęgi typ. Był on najbogatszym człowiekiem miasta.

Podniósł dłoń pełną błyszczących pierścieni i powiedział:

- Mieszkańcy! Staliśmy się nieprawdopodobnie bogaci. Nie brakuje nam pieniędzy. Nasz król musi być człowiekiem dostojnym. Najlepiej hrabią, markizem, księciem, tak, aby wszyscy szanowali go za szlacheckie pochodzenie.

Mniej bogaci natychmiast podnieśli na te słowa niemiłosierny wrzask:

- Nie! Co też ty wygadujesz! Zamknij się! Chcemy na króla człowieka bogatego i wspaniałomyślnego, który rozwiąże wszystkie nasze problemy!

W tym samym czasie żołnierze wznieśli na swoich ramionach barczystego olbrzyma i wygrażając złowrogo swoimi zbrojami wrzeszczeli:

- To on będzie naszym królem! Musi być najsilniejszy! W tym strasznym rozgardiaszu nikt już nic nie rozumiał. Ze wszystkich stron dobiegały krzyki, pogróżki, chrzęst ścierających się o siebie zbroi. Zamieszanie stawało się coraz gorsze i było już wielu rannych.

Znowu zabrzmiała trąba. Tłum powoli uspokajał się. Pewien dobroduszny i roztropny starzec wdrapał się na najwyższy stopień ratusza i przemówił:

- Przyjaciele, nie popadajmy w szaleństwo z powodu króla, który jeszcze nie istnieje. Wybierzmy spośród nas jakieś niewinne dziecko i niech ono wyznaczy kto ma być naszym królem.

Wzięli więc za rękę jakieś dziecko i wyprowadzili je przed wszystkich.

Starzec spytał go:

- Kogo chciałbyś uczynić królem tego wielkiego miasta? Chłopczyk spojrzał na nich wszystkich, włożył do buzi palec i odpowiedział:

- Królowie są źli. Nie chcę żadnego króla. Chcę żeby była królowa: niech zostanie nią moja mama.

Rząd składający się z mam... To wspaniała idea. Świat byłby wtedy na pewno mniej zepsuty, nie używałoby się tyłu brzydkich słów, każdy chętnie podałby rękę starcu pragnącemu przejść przez ulicę...

W ten sam sposób wymyślił to Bóg. Dał nam Maryję.

Refleksja

Francuski noblista Henryk Bergson napisał, że istnieją dwa źródła religii. Pierwsze to wnętrze człowieka, gdzie dokonuje się spotkanie z Bogiem; drugie - to społeczeństwo ze swoimi wzorcami moralnymi, autorytetami i opiniami. Otóż w naszych czasach to drugie źródło zanika, gdyż społeczeństwo zdaje się mieć coraz większą alergię na sprawy Boże. Wielu teologów wypowiada się wręcz, że żyjemy w czasach neopogańskich. O wyznaniu decydują już nie wpływy kulturowe, lecz osobiste nawrócenie. Przypomina to czasy pierwszych chrześcijan. I tak jak wówczas niesprzyjający był dla nich układ społeczny i kulturowy, tak dzisiaj przychodzi nam z pomocą Duch Święty. Jak obiecuje Pismo: „gdzie się rozprzestrzenił grzech, tam się szczególnie rozlała łaska”.

Św. Paweł w Liście do Rzymian pisze, że obdarzeni życiem nadprzyrodzonym będą nie ci, którzy żyją zgodnie z duchem czasów, ale ci, którzy żyją według Ducha: „Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha – do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha – do życia i pokoju”.

Wiara, jak i życie ludzkie w ogóle, potrzebuje wspólnoty. Wspólnotą, którą kieruje w niewidzialny sposób Duch Święty, i którą obdarza On swoimi darami, jest Kościół. Jak głosi pierwszy wpis, którego dokonał pisarz Henryk Sienkiewicz w księdze pamiątkowej Muzeum Diecezjalnego w Płocku, „Kościół jest stróżem przeszłości piastunem teraźniejszości i siewcą przyszłości”.

Chrześcijanin to człowiek, który żyje we wspólnocie Kościoła i pozwala się prowadzić Duchowi Świętemu. Głos tego Nauczyciela dociera do niego z głębi sumienia i nauczania Kościoła. Pomaga też iść za wolą Bożą, gdy trzeba dokonać wyboru. Bóg „nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy, usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego”.

ks. Leszek Smoliński

Opowiadanie

Do gabinetu słynnego lekarza psychiatry przyszedł któregoś dnia człowiek, pozornie zupełnie zrównoważony, poważny i elegancki. Po kilku słowach jednak lekarz stwierdził, że człowiek ten jest w stanie głębokiej depresji i nieustannego, dręczącego smutku.

Lekarz rozpoczął bardzo staranne badanie i pod koniec rozmowy spytał swego nowego pacjenta:

 

– Dlaczego dziś wieczorem nie pójdzie pan do cyrku, który właśnie przyjechał do miasta? W przedstawieniu bierze udział słynny klaun, który rozśmieszył i rozweselił już pół świata. Wszyscy o nim mówią, gdyż jest nadzwyczajny. Taka wyprawa dobrze panu zrobi, zobaczy pan.

Wówczas pacjent zapłakał i powiedział:

– Tym klaunem właśnie ja jestem

 19 maja 2023 r. – w przeddzień swojego Złotego Jubileuszu Kapłaństwa – zmarł ks. Richard Lippok (ur. 22.01.1945 w Krośnicy). Przez większość swojego życia kapłańskiego ks. Richard pracował w Niemczech, ale zawsze czuł się bardzo mocno związany ze swoją parafią rodzinną. Wiemy jak żywo interesował się życiem naszej parafii, naszymi planami, radościami i troskami. Sam w nich aktywnie uczestniczył. Pozostawi po sobie wiele śladów swojej życzliwości.

    Krótko przed swoją śmiercią zapragnął wrócić do swojego Heimatu, a jego wolą było zostać pochowanym na cmentarzu w Krośnicy. Jego pogrzeb odbędzie się w środę 24 maja o g. 11.00. Różaniec za Zmarłego będzie odmawiany w niedzielę, poniedziałek i wtorek o g. 17.00. We wtorek od g. 16 będzie możliwość pożegnania się z ks. Richardem w naszej kaplicy przedpogrzebowej.

Refleksja

W czasie obrzędu bierzmowania biskup, kreśląc na czole kandydata znak krzyża olejem krzyżma, wraz z imieniem wypowiada następujące słowa: „przyjmij znamię Daru Ducha Świętego”. Przyjmujący sakrament odpowiada: „Amen”, czyli „niech się tak stanie”. Sytuacja przekazania Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania przypomina wydarzenie, które znajdujemy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. „Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, którzy przy­szli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy więc nakładali apostołowie na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego”.

Podobnie dzięki namaszczeniu przez Ducha Świętego Jezus stał się Chrystusem. I każdy z nas przez chrzest, a zwłaszcza przez bierzmowanie uczestniczy w życiu Chrystusa dzięki Jego łasce, upodabnia się do Chrystusa. Każdy z nas, zwłaszcza gdy systematycznie uczestniczy w Eucharystii, pozwala, by życie Jezusa Chrystusa zakorzeniało się w nim coraz głębiej.

Miłość zobowiązuje do wzajemności. Jednak w życiu bywa bardzo różnie. Papież Benedykt XVI w zwraca uwagę na następujący problem: „Zdarza się, że po przyjęciu bierzmowania wielu młodych ludzi oddala się od wiary. Są też i tacy, którzy nawet nie przyjmują tego sakramentu. A przecież właśnie przez sakramenty chrztu i bierzmowania, a następnie nieprzerwanie przez Eucharystię Duch Święty czyni nas dziećmi Ojca, braćmi Jezusa, członkami Jego Kościoła, zdolnymi dawać prawdziwe świadectwo o Ewangelii i zaznawać radości, jaka płynie z wiary”.

Warto dziś zapytać siebie: Czy w środowisku, w którym żyję, jestem człowiekiem zdominowanym instynktami i emocjami, który chce więcej mieć, posiadać zamiast bardziej przemieniać siebie w duchu miłości? Czy dbam o duchową głębię, czas na modlitwę i wrażliwość na piękno serca? Czy szukam ciszy i skupienia, by wśród wielu głosów usłyszeć głos Boga i słowa, których potrzebuję?

Potrzebne jest nam nieustanne odwoływanie się do naszego „wewnętrznego nauczyciela”, którym jest Duch Święty. To On sprawia w nas, że głębiej poznajemy i rozumiemy słowa. To dzięki łasce Ducha słowo Pana przemienia nasze serca, czyniąc je miłym Bogu i otwartym na Jego przebywanie.

ks. Leszek Smoliński

Opowiadanie

Król mysikrólików

Pewnego dnia, bardzo dawno temu, pewien wielki i gruby niedźwiedź dowiedział się, że mysikrólik jest królem ptaków.

Mysikrólik jest ptakiem tak malutkim, tak bardzo malutkim, że niedźwiedź nie chciał uwierzyć, że właśnie on mógłby być Królem. Nie mógł się jednak oprzeć ciekawości, by nie wsadzić swojego nosa do gniazda siedziby królewskiej.

- Pfu! - zamruczał potężnym głosem. - To ma być dwór? Mysikrólik jest chyba Królem biedaków?

W gnieździe znajdowały się pisklęta mysikrólika tak malusieńkie, że prawie niewidoczne. Usłyszawszy słowa niedźwiedzia, poczuły się znieważone i wyskoczyły na zewnątrz, bez żadnego strachu, krzycząc:

- Powiedz zaraz przepraszam, prostaku!

Niedźwiedź odszedł sobie spokojnie ze śmiechem.

Jednak chwilę po tym przylecieli na dwór Król z Królową.

Pisklęta opowiedziały im o wszystkim, co się zdarzyło.

- Nie dopuszczę do tego, aby ktokolwiek znieważał moje dzieci - powiedział Król. - Natychmiast wypowiadam wojnę niedźwiedziowi. Tak też uczynił.

Jednak, kiedy mały i niepozorny ambasador królewski udał się, by wypowiedzieć mu wojnę, olbrzymi niedźwiedź zaczął się tak bardzo śmiać, że jego śmiech zdmuchnął małego jak muszka ambasadora.

Tymczasem wojsko Króla mysikrólików zbierało się. Należały do niego wszystkie skrzydlate stworzenia: ptaszki, motyle, muchy, pszczoły...

Także niedźwiedź zgromadził swoje wojsko. Składało się ono ze wszystkich potężnych zwierząt o czterech łapach. Były tam: słonie, wilki, konie... Najwyższe dowództwo zostało powierzone wilkowi, który słynął ze swej niezwykłej przebiegłości.

Przed wyruszeniem do walki wilk wyjawił żołnierzom plan swojego działania:

- Idźcie za mną, a zaprowadzę was do zwycięstwa! Mój ogon będzie dla was sygnałem. Dokąd będzie on wyprostowany, idźcie naprzód i bijcie równo. Kiedy go opuszczę, będzie to znaczyło, że nie idzie nam najlepiej i musimy uciekać, ale tej ewentualności nie bierzmy nawet pod uwagę...

W pobliskich krzakach ukrywała się mała ważka wysłana na przeszpiegi. Szybko poleciała do swojego Króla i opowiedziała mu to, co usłyszała.

- Dobrze - powiedział Król. - Niech natychmiast, jak tylko wilk wysunie się na czoło, zbliży się do niego komar i ugryzie go pod ogonem!

Dwie armie stanęły naprzeciw siebie. Wilk z zadartym do góry ogonem, a za nim niedźwiedzie i wilki drwiące sobie ze swoich nieprzyjaciół.

 

Ale mały, malusieńki komarek zbliżył się do wilczego ogona i tak długo gryzł go i kąsał, aż jego ogon nie mogąc wytrzymać bólu, opadł w dół.

Żołnierze, widząc wilka z opuszczonym ogonem, pomyśleli, że przegrywają i zaczęli uciekać, co sił w nogach. Wojsko króla mysikrólików oraz jego odważne pisklęta nie mogły się powstrzymać od śmiechu.

Refleksja

Św. Piotr w drugim czytaniu przypomina nam: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście głosili dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do swojego przedziwnego światła” (1 P 2,9). Tak więc chrześcijanin podąża z ciemności grzechu i śmierci do światła Chrystusa; w kierunku Tego, który jest „drogą, prawdą i życiem”. Światło poranka wielkanocnego jest pięknym symbolem tego zwycięstwa.

Takim światłem na drogach naszego życia jest wiara. Dlatego, jak zauważa papież Franciszek, „pilne staje się odzyskanie światła (…), bo kiedy gaśnie jej płomień, wszystkie inne światła tracą w końcu swój blask. Światło wiary ma bowiem szczególny charakter, ponieważ jest zdolne oświetlić całe życie człowieka. Żeby zaś światło było tak potężne (…) musi ostatecznie pochodzić od Boga” (Lumen fidei 4). Na czym polega rola wiary? Papież wyjaśnia, że „wiara nie jest światłem rozpraszającym wszystkie nasze ciemności, ale lampą, która w nocy prowadzi nasze kroki, a to wystarcza, by iść. Cierpiącemu człowiekowi Bóg nie daje wyjaśniającej wszystko argumentacji, ale swoją odpowiedź ofiaruje w formie obecności, która towarzyszy historii dobra, łączącej się z każdą historią cierpienia, by rozjaśnił ją promień światła. W Chrystusie Bóg zechciał podzielić z nami tę drogę i ofiarować nam swoje spojrzenie, byśmy zobaczyli na niej światło” (LF 57).

Jezus, który poniósł śmierć na krzyżu i zmartwychwstał, jest kamieniem węgielnym pod budowę nowej świątyni, jaką jest lud Boży. Dla niewierzących jest natomiast kamieniem, o który się potkną. „Na Nim cały Kościół się wspiera i z Niego czerpie swą moc, aby opierać się różnym przeciwnościom i dziejowym burzom” (ks. Stanisław Hałas). Tak więc ochrzczeni, czyli wezwani z ciemności do światła, są powołani do składania duchowych ofiar ze swojego codziennego życia. Mają też wprowadzać Chrystusa w każde środowisko, a więc uświęcać świata, w którym żyją. I to jest szczególne zadanie ludzi świeckich. To właśnie świeccy – jak ktoś powiedział – „odprawiają Mszę św. w świecie wtedy, kiedy pozwalają Chrystusowi w sobie i przez siebie działać w każdej rzeczywistości stworzonej, we wszystkim, czego dotykają, poczynając od tych najprostszych spraw, jak jedzenie i picie”. Kapłańskie posłannictwo ludzi świeckich, wynikające z chrztu, polega na przemienianiu świata na chwałę Bożą, czyli czynieniu z każdej rzeczywistości, która jest świecka, przestrzeni Bożej. Można bowiem jeść i pić na własną zgubę i zgorszenie innych, a można to czynić na chwałę Bożą.

ks. Leszek Smoliński

 

Na wesoło

Rozmowa dwóch przyjaciół:

- Więc jak nowa praca?

- Naprawdę jak w raju.

- Nie żartujesz? Jak to?

- To tylko kwestia czasu, zanim mnie wyrzucą. 

Opowiadanie

Stara nieznośna pani

Na nocnym stoliku starszej kobiety przebywającej w domu starców, w dzień po jej śmierci, znaleziono pewien list. Był on zaadresowany do młodej pielęgniarki z oddziału.

Co widzisz ty, która się mną opiekujesz? Kogo widzisz, kiedy na mnie patrzysz? Co myślisz, gdy mnie opuszczasz? I co mówisz, kiedy o mnie opowiadasz? Najczęściej widzisz starą nieznośną kobietę, trochę zwariowaną i jej błędny wzrok, który mówi, że nie jest w pełni zdrowych zmysłów. Kobietę, która ślini się podczas jedzenia i nie odzywa się nigdy wtedy, kiedy powinna. Nie przestaje gubić butów i pończoch. Bardziej lub mniej posłusznie pozwala ci podczas mycia i jedzenia robić ze sobą, co tylko chcesz, by tylko wypełnić kolejny długi i smutny dzień. To jest to, co widzisz! Ale otwórz szeroko oczy. To nie jestem ja. Powiem ci, kim jestem. Jestem ostatnią z dziesięciorga dzieci, co ma matkę i ojca. Braci i siostry, którzy się kochają. Jestem 16-letnią dziewczyną, co ma skrzydła w nogach i marzy, by móc jak najszybciej spotkać swego ukochanego. Poślubiłam go wreszcie mając 20 lat, do dziś jeszcze moje serce łomocze z radości na samo wspomnienie tego dnia. Miałam 25 lat i małego synka przy piersi, który wciąż mnie potrzebował. Miałam 30 lat a mój synek rósł szybko. Łączyła nas miłość, której nikt nigdy nie rozerwie. Gdy skończyłam 40 lat, syn wkrótce mnie opuścił. Lecz mąż wciąż był przy moim boku. Miałam 50 lat, wokół mnie bawiły się dzieciątka. Jak to dobrze było znów znaleźć się pośród dzieci. Ja i mój ukochany mąż cieszyliśmy się z wnuków. Nieoczekiwanie nastały mroczne dni, zabrakło mego męża. Spoglądam z lękiem w przyszłość. Moje dzieci są pochłonięte, bez reszty, wychowywaniem swego własnego potomstwa. Z żalem myślę o latach, które minęły bezpowrotnie i doznanej miłości. Jestem stara. Natura jest okrutna, drwi sobie z przyjścia starości. Ciało mnie zapomina, piękno i siły odeszły na zawsze. A w miarę jak przybywa mi lat spostrzegam, że tam gdzie było serce, znajduje się jedynie kamień. Ale w tym starym wraku jest jeszcze dziewczyna, której serce płonie bez ustanku. Wspominam me radości, wspominam me cierpienia i czuję, jak wzbierają we mnie siły i uczucia. Powracam myślą do lat, nazbyt krótkich, co tak szybko odeszły. Zgadzam się na to prawo, że "nic nie może trwać wiecznie". Lecz ty, która troszczysz się o mnie, otwórz przynajmniej twe oczy i spójrz uważnie na nieznośną staruszkę... Spójrz lepiej, by móc mnie dostrzec.

Refleksja

W 2006 roku ukazał się we Włoszech film w reżyserii Claudio Malaponti pt. „7 km od Jerozolimy”. Główny bohater, Aleksander, specjalista od reklamy, jest mężczyzną po czterdziestce. Kiedy traci pracę i porzuca go żona, wygrywa wycieczkę do Ziemi Świętej. Na pustynnej drodze z Jerozolimy do Emaus spotyka człowieka, który podaje się za Jezusa Chrystusa. Aleksander prowadzi z Nim rozmowę. I chociaż wierzy tylko w to, co dotyka i ogarnia rozumiem, spotkanie z Jezusem z Nazaretu przemienia jego życie.

Pytania i wątpliwości – a któż z nas ich nie ma w życiu… A jakże wiele znaków zapytania znajduje się na naszej drodze kontaktu z Bogiem. Nieraz dziwimy się: jak to ja mogę mieć jakieś pytania, wątpliwości – przecież wiara wydaje mi się czymś oczywistym. Czy zawsze? A przecież Jezus może zniknąć mi nagle sprzed oczu – i co wtedy? Gdzie i u kogo będę szukał wtedy odpowiedzi na moje pytania i wątpliwości? I czy nie pozostanę, jak zasmuceni uczniowie, ze stwierdzeniem: „a myśmy się spodziewali”?

Każdy z nas ma swoje Emaus. A więc momenty swojego życia, gdzie bardziej niż do tej pory, wyraźniej dostrzega Boga i Jego działanie. Kiedy zaczyna na nowo rozumieć, przyjmować i zawierzać Bogu to, co po ludzku wydaje się niezrozumiałe i nie do rozwiązania. Jak uczniowie w drodze do Emaus poszukujemy „utraconej nadziei”. A czytając dzisiejszą Ewangelię widzimy, że możemy ją odnaleźć w spotkaniu z Jezusem, który łamie dla nas chleb niebieski, stanowiący źródło naszego życia duchowego i zadatek przyszłej chwały.

Jakże ważne wydaje się w tym miejscu przypomnienie słów św. Jana Pawła II, wypowiedzianych na ówczesnym placu Zwycięstwa w Warszawie 2 czerwca 1979 roku: „Kościół przyniósł Polsce Chrystusa – to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie (…) I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi”.

Panie, wierzę, że tam, gdzie Ty jesteś obecny, tam jest przyszłość. A „Moja i Twoja nadzieja / Pozwoli uczynić dziś cuda” (zespół Hey). Dlatego głoszę śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznaję Twoje zmartwychwstanie i oczekuję Twojego przyjścia w chwale.

ks. Leszek Smoliński

Złota myśl tygodnia

Pokora i delikatność nie są cnotami ludzi słabych, lecz mocnych, którzy nie potrzebują źle traktować innych, aby czuć się ważnymi

papież Franciszek

Na wesoło

Mąż chciał pozbyć się kota wywożąc go 4 ulice dalej. Gdy wrócił do domu kot już siedział na wersalce. Następnego dnia wywiózł go dalej, ale kto znów wrócił. Za trzecim razem wywiózł go za miasto. Po chwili dzwoni do swojej żony i pyta:

- Jest kot w domu?

- Jest, a co? – odpowiada żona.

- Daj mi go do telefonu, bo się zgubiłem.

 

Opowiadanie

Wzajemne ocalenie

Pewnego dnia w pewnym bardzo uczęszczanym lesie wybuchł pożar. Wszyscy ogarnięci paniką uciekali. Pozostał jedynie pewien ślepiec i pewien kulawy. Przerażony ślepiec szedł dokładnie w stronę ognia.

- Nie tam! Krzyknął do niego kulawy. - Idziesz w stronę ognia!

- Gdzie mam więc iść? - zapytał go ślepiec.

- Mogę ci wskazać drogę - powiedział kulawy - ale nie mogę uciekać. Jeśli jednak weźmiesz mnie na ramiona, zdołamy obaj uciec stąd i ocalić się.

Ślepiec posłuchał rady kulawego. I w ten to sposób uratowali się obaj.

Gdybyśmy potrafili dzielić się ze sobą wszystkimi naszymi doświadczeniami, pragnieniami i rozczarowaniami, naszymi cierpieniami i naszymi zdobyczami, niejednokrotnie moglibyśmy uratować się przed niebezpieczeństwem i o wiele łatwiej.

Mamy kościół - jesteśmy Kościołem...     

     Dokładnie 16.10.1932 r., w uroczystość św. Jadwigi Śl. – 46 lat przed wyborem papieża Jana Pawła II – bp Wojciech dokonał konsekracji nowo powstałej świątyni p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krośnicy. Dziś, również w uroczystość św. Jadwigi, patronki Śląska – i w 44. rocznicę wyboru św. Jana Pawła II – gromadzimy się wraz z biskupem Pawłem, by świętować 90. Rocznicę tamtego wydarzenia, które już na zawsze zmieniło oblicze Krośnicy. Napełnia nas wdzięczna radość i duma, napełnia nas nadzieja i poczucie bezpieczeństwa – znak świątyni jest bowiem znakiem obecnego wśród nas Boga. Jest z nami Bóg, który nas bezgranicznie i nieodwołalnie kocha i któremu bardzo zależy na nas.

    Świątynia jest znakiem i miejscem, które gromadzi wspólnotę Kościoła. Świątynia jest znakiem, że nie tylko mamy kościół, ale przede wszystkim jesteśmy Kościołem – uczniami Jezusa Chrystusa, powołanymi i posłanymi, by budować Jego Królestwo na tym świecie, poczynając od Krośnicy i Boryczy, poczynając od naszych rodzin i innych miejsc życia.

    Dlatego obok tej wdzięczności, radości i dumy napełnia nas również poczucie odpowiedzialności za dziedzictwo, które otrzymaliśmy, a które my mamy obowiązek przekazać następnym pokoleniom. To wielka odpowiedzialność i zadanie. Czy jemu sprostamy?

  

     Od 20.10.2021 r. trwa budowa Parafialnego Domu Spotkań i Formacji w Krośnicy. Jesteśmy wdzięczni Bogu i ludziom za każdą pomoc materialną i duchową w realizacji tego dzieła. Wszystkich ofiarodawców i dobroczyńców otaczamy swoją nieustanną modlitwą. Planujemy także uwiecznić ich w postaci pamiątkowych cegiełek, które zostaną umieszczone na zewnętrznej ścianie budynku. Póki co jednak wciąż prosimy o każdy dar i pomoc tak materialną, jak i modlitewną.    W przedsionku kościoła przy makiecie naszego parafialnego Domu można złożyć ofiarę do przygotowanej skarbonki jednocześnie zabierając pamiątkową „wizytówkę”. Ofiarę można także składać bezpośrednio na konto nr:   63 8907 1089 2002 1000 1323 0002.   Lub dla euro:   36 8907 1089 2002 1000 1323 0003.

Serdeczne BÓG ZAPŁAĆ! 

MODLITWA SYNODALNA

W Kościele rozpoczął się (10.10.2021) Synod o synodalności. Sygnalizując na razie to ważne wydarzenie zachęcam wszystkich do modlitwy w tej intencji słowami św. Izydora:

     Stajemy przed Tobą, Duchu Święty, zgromadzeni w Imię Twoje. Z Tobą jedynie, który nas prowadzisz; zamieszkaj w naszych sercach, naucz nas drogi, którą mamy iść i jak mamy nią podążać. Jesteśmy słabi i grzeszni, nie dozwól, abyśmy wprowadzali nieład. Nie pozwól, by niewiedza sprowadziła nas na niewłaściwą drogę, albo stronniczość wpływała na nasze działania. Niech w Tobie odnajdziemy naszą jedność, abyśmy mogli razem podążać do życia wiecznego, i abyśmy nie zbaczali z drogi prawdy i tego, co jest słuszne. O to wszystko prosimy Ciebie, który działasz w każdym miejscu i czasie, w komunii Ojca i Syna, na wieki wieków. Amen.

Opowiadanie

Wizyta

Codziennie w południe pewien młody człowiek zjawiał się przy drzwiach kościoła i po kilku minutach odchodził. Nosił kraciastą koszulę i podarte dżinsy, tak jak wszyscy chłopcy w jego wieku. Miał w ręku papierową torebkę z bułkami na obiad. Proboszcz, trochę nieufny zapytał go kiedyś, po co tu przychodzi. Wiadomo, że w obecnych czasach istnieją ludzie, którzy okradają również kościoły.

- Przychodzę pomodlić się - odpowiedział chłopak.

- Pomodlić się... Jak możesz modlić się tak szybko? – powątpiewał kapłan.

- Och... codziennie zjawiam się w tym kościele w południe i mówię tylko:
"Jezu, przyszedł Jerzy", potem odchodzę. To maleńka modlitwa, ale jestem pewien, że On słucha – odpowiedział chłopak.

W kilka dni później, w wyniku wypadku przy pracy, chłopak został przewieziony do szpitala z bardzo bolesnymi złamaniami. Umieszczono go w pokoju razem z innymi chorymi. Jego przybycie zmieniło oddział. Po kilku dniach, jego pokój stał się miejscem spotkań pacjentów z tego samego korytarza. Młodzi i starzy spotykali się przy jego łóżku, a on miał uśmiech i słowo otuchy dla każdego.            

Przyszedł odwiedzić go również proboszcz i w towarzystwie pielęgniarki stanął przy łóżku chłopaka.

-Powiedziano mi, że jesteś cały pokiereszowany, ale że pomimo to wszystkim dodajesz otuchy. Jak to robisz? – zapytał kapłan.

-To dzięki Komuś, Kto przychodzi odwiedzić mnie w południe – odpowiedział Jerzy.

Pielęgniarka przerwała mu: Tu nikt nie przychodzi w południe...
Odparł szybko: O, tak! Przychodzi tu codziennie i stając w drzwiach mówi: "Jerzy, to Ja, Jezus"- i odchodzi.

Opowiadanie

Milczenie

- Dość! Mam ich naprawdę dość!

Wszyscy w niebie wstrzymali oddech. Nikt nie widział nigdy dotąd tak zagniewanego Jezusa. To właśnie On grzmiącym głosem okazał swój boski gniew.

- Przez trzydzieści trzy lata przebywałem wśród ludzi, mówiłem im wielokrotnie, że czyny są tysiąc razy ważniejsze od słów. Dlatego zostałem ukrzyżowany. Tłumaczyłem na wszystkie sposoby, że to nie po słowach i pustych ceremoniach będą oceniali moich uczniów, ale po tym, w jaki sposób będą okazywać miłość.  Prawie nikt tego nie zrozumiał! Głoszą kazania, śpiewają wzruszające hymny, uczestniczą w przejmujących nabożeństwach, a tak mało czynią!

- Co zamierzasz zrobić, Jezu? – spytał nieśmiało jakiś anioł.

- Odbiorę im mowę… Jak to się stało z Zachariaszem, ojcem Jana Chrzciciela!

Tak zdecydował Jezus i odebrał wszystkim chrześcijanom zdolność mówienia. Nagle w całym świecie wśród wszystkich wierzących w Chrystusa zapanowało wielkie milczenie.

W pierwszym momencie ludzie zdumieli się. Wielu pobiegło do aptek, by kupić syrop i pastylki na ból gardła. Popyt na zioła i miód też był ogromny. Potem zaczęto się martwić, aż w końcu ludzi ogarnęło przerażenie. Jak mogli modlić się bez słów? Jak mogli powiedzieć Jezusowi i bliźnim, że ich kochają? Wielcy teolodzy nie mogli nawet wypowiedzieć słowa „transsubstancjacja” (czyli „przeistoczenie”), a kaznodzieje bez wzniosłych określeń i głębokich pojęć czuli się bezrobotni. Zwykli ludzie nie potrafili się kłócić. Co gorsza, nie wiedzieli, jak wyrazić solidarność, pociechę, współczucie i jedność. W wyniku przemyśleń doszli do prostego wniosku: „To, czego nie możemy wypowiedzieć słowami, możemy przekazać za pomocą czynów”.

Wielu tak właśnie sądziło. Wybitni mistrzowie słowa stali się spontaniczni i szczerzy, nauczyli się wyrażać siebie, posługując się spojrzeniem, uśmiechem, czułością, gestami dobroci. Na wydziałach teologicznych uniwersytetów otwarto stołówki i schroniska dla biednych i bezdomnych. Również nauka katechizmu stała się radosna, przeplatana zabawą. Wielu czuło się zawstydzonych, wspominając, jak łatwo kłamało się za pomocą słów. W niektórych gazetach ukazały się artykułu zatytułowane „Patrzcie, jak oni się miłują!”.

Coraz więcej ludzi uznawało taki sposób wyrażania wiary za bardzo interesujący. Przyciągała ich atmosfera przyjaźni, pokoju, prawdziwej gościnności, jaką oddychało się wśród uczniów Jezusa. Gdy po pewnym czasie Jezus zwrócił im możliwość posługiwania się słowami, byli niemal zasmuceni. W czasie wielkiego milczenia doświadczyli, ile czułości jest w wierze chrześcijańskiej.

Opowiadanie

Łza pustyni

W Marrakeszu pewien misjonarz zauważył leżącego człowieka, który głaskał ręką piasek, a ucho przykładał do ziemi. Misjonarz zainteresowany tym dziwnym zachowaniem, zapytał:

- Co pan robi?

- Towarzyszę pustyni i łączę się z nią w jej samotności i płaczu

- Nie wiedziałem, że pustynia płacze.

- Płacze każdego dnia. Ma wielkie pragnienie – chciałaby być pożyteczna dla człowieka i zamieniać się w ogromny ogród, w którym byłoby uprawiane zboże, rosłyby kwiaty oraz pasałyby się owce.

- Mam do pana prośbę. Proszę powiedzieć pustyni, że rolę, która została jej powierzona, wypełnia bardzo dobrze. Jej otwarta przestrzeń pozwala mi zrozumieć, jak mali jesteśmy przed Bogiem. Kiedy patrzę na jej piasek, wyobrażam sobie miliony ludzi, którzy zostali stworzeni jako równi sobie, i myślę, że nie zawsze świat traktuje ich w sposób jednakowy. Wzniesienia pustynne pomagają mi medytować. Kiedy widzę wschodzące na horyzoncie słońce, moja dusza wypełnia się radością, a ja czuję się bliżej Boga.

Następnego ranka misjonarz ponownie spotkał mężczyznę w tym samym miejscu i w tej samej pozycji.

- Czy przekazał pan pustyni wszystko to, co wczoraj jej przekazałem?

Człowiek przytaknął głową.

- I nadal płacze?

- Tak. Teraz płacze, ponieważ tysiące lat żyła w przekonaniu, że jest całkowicie bezużyteczna, i cały ten czas zmarnowała na przeklinaniu Boga i swojego losu.

- Niech więc pan jej powie, że również człowiek często sądzi, że jest bezużyteczny. Rzadko odkrywa sens swojego przeznaczenia i myśli, że Bóg był wobec niego niesprawiedliwy.

- Nie wiem, czy pustynię przekonają te argumenty – powiedział człowiek

- Doszliśmy do chwili, aby zrobić to, co czynię wtedy, kiedy mam wrażenie, że ludzie stracili już nadzieję. Pomódlmy się.

Uklękli i obaj się pomodlili.

Następnego dnia, kiedy misjonarz odbywał poranny spacer, w miejscu, w którym wcześniej spotykał owego człowieka wytrysnęło źródło. W kolejnych miesiącach stawało się coraz większe i mieszkańcy okolicy wybudowali wokół niego studnię.

Beduini nazwali tę studnię Łzą Pustyni. Mówią, że wszyscy, którzy piją z niej wodę, potrafią zamienić swoje cierpienie w powód do radości.

Plan

Podczas Wniebowstąpienia Jezus rzucił okiem w kierunku ziemi znikającej w ciemności. Tylko nieliczne, maleńkie światła błyszczały nieśmiało w mieście Jeruzalem. Archanioł Gabriel, który przybył na powitanie Jezusa, zapytał:

- Panie, co to za światełka?

- To moi uczniowie, zgromadzeni na modlitwie wokół mojej Matki. Mam plan, że jak tylko wstąpię do nieba, wyślę im mojego Ducha Świętego, aby te drżące płomyczki stały się nieugaszonym ogniem, powoli rozpalającym miłość wśród wszystkich narodów ziemi!

Archanioł Gabriel ośmielił się ponownie zapytać:

- A co zrobisz, Panie, jeśli ten plan się nie powiedzie?

Po chwili ciszy Pan odpowiedział mu łagodnie:

- Ale Ja nie mam innego planu...

 

Jesteś małą lampeczką, drżącą pośród niezmierzonego mroku. Ale stanowisz część Bożego planu. I jesteś niezastąpiony. Ponieważ nie ma innego planu.

Ideały

Pewien mistrz uczył, że nie można żyć bez ideałów, celu, marzeń. Aby wytłumaczyć nieustraszonemu młodzieńcowi niezbędność ideałów, wskazał mu błękitną linię horyzontu.

- Tam masz dojść, to twój cel!

Młodzieniec szedł szybkim krokiem. Dotarł do pierwszych wzgórz, ale błękitna linia przesunęła się na górski łańcuch. Młodzieniec ruszył w dalszą drogę, ale błękitna linia była już za górami, na końcu rozległej niziny. Rozczarowany wrócił do mistrza.

- Gdy robię dziesięć kroków, horyzont także przesuwa się do dziesięć kroków. Jak długo bym nie szedł, nigdy do niego nie dojdę!

- Tak, tak właśnie jest!

- Po co zatem ideały?

- Właśnie po to, aby cały czas iść.

Kiedy rzeka przestaje płynąć, staje się bagnem. Podobnie dzieje się z człowiekiem.

Drwale       

Dwóch drwali pracowało w tym samym lesie przy wyrębie drzew. Pnie drzew były ogromne, wytrzymałe i mocne. Obaj używali swych siekier z taką samą wprawą, ale każdy z nich używał innej techniki. Pierwszy uderzał w drzewo z niesłychaną wytrwałością, raz za razem, nie zatrzymując się, chyba że tylko na kilka sekund, by złapać oddech.

Drugi co godzinę robił przerwę w pracy.

O zmierzchu pierwszy był w połowie dzieła. Napocił się porządnie i nie dałby rady pracować nawet pięciu minut dłużej.

Drugi, choć to niewiarygodne, kończył ścinanie swego drzewa. Rozpoczęli razem i obydwa drzewa były dokładnie takie same.

Pierwszy nie wierzył własnym oczom.

- Nic z tego nie rozumiem! Co godzinę odpoczywałeś. Jak to możliwe, że skończyłeś tak szybko?

Tamten odparł z uśmiechem:

- Widziałeś, że co godzinę robiłem sobie odpoczynek. Nie zauważyłeś jednak, że wolny czas wykorzystywałem, aby podostrzyć siekierę.

Twój duch jest jak siekiera. Nie pozwalaj mu zardzewieć. Ostrz go trochę każdego dnia.

1. Zatrzymaj się na dziesięć minut, aby posłuchać muzyki.

2. Gdy tylko możesz, spaceruj.

3. Uściśnij każdego dnia drogie Ci osoby i powiedz każdej z nich: „Kocham cię”.

Menu

Statystyki






statystyka

Wyszukiwanie

 

Dzisiaj jest

sobota,
10 czerwca 2023

(161. dzień roku)

Święta

Sobota, IX Tydzień zwykły
Rok A, I
Dzień Powszedni albo wsp. Najśw. Maryi Panny w sob.

 

Sonda



Licznik

Liczba wyświetleń strony:
1991751

Zegar